... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Wiązała się z tym jedna tylko niedogodność - Poirot musiał mianowicie wysłuchać mnóstwo plotek o ludziach, którzy nie obchodzili go w najmniejszym stopniu, zanim rozmowa zeszła na temat ludzi, którzy interesowali go naprawdę. - Dzieci Granta? Tak, ma ich czwórkę. Cztery dziewczęta. Nic dziwnego, że biedny generał nie może sobie z nimi dać rady. Jak mężczyzna mógłby sobie poradzić z czwórką dziewcząt? - lady Carmichael zagestykulowała wymownie. - Właśnie, jak? - mruknął Poirot. - Generał był w wojsku wielkim służbistą, sam mi to powiedział - ciągnęła lady. - Ale te dziewczęta go pokonały. To już nie te czasy, co za moich lat. Pamiętam, ze stary pułkownik Sandys był takim pedantem, że jego biedne córki... Tu nastąpiły długie dygresje na temat poczynań córek Sandysa i innych przyjaciół lady Carmichael z lat jej młodości. - Ale ja wcale nie twierdzę, że z tymi dziewczętami jest coś nie w porządku, nie - ciągnęła lady Carmichael, wracając do tematu. - Po prostu mają temperament i obracają się w nieodpowiednim towarzystwie. Tutaj już nie tak, jak to kiedyś bywało. Teraz zjeżdżają się tu najrozmaitsi ludzie. Nie zostało już nic z tak zwanego ziemiaństwa. Dziś są tu tylko pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. A czego to ludzie nie opowiadają? Jak pan mówił? Anthony Hawker? O tak, znam go. Wyjątkowo niesympatyczny młody człowiek. Ale najwyraźniej tarza się w pieniądzach. Przyjeżdża tu na polowanie... no i urządza przyjęcia, bardzo wystawne i trochę dziwne, jeśli wierzyć w to, co mówią... ale ja tam nigdy nie wierzę w takie rzeczy, uważam, że ludzie są wyjątkowo złośliwi! Zawsze wierzą w to, co najgorsze. Wie pan, że opowiadanie o tym, jak ktoś pije albo zażywa narkotyki, niemal weszło już w modę. Niedawno ktoś mi powiedział, że wszystkie dziewczęta to urodzone pijaczki, ale moim zdaniem to bardzo nieładnie mówić w ten sposób. A jeśli ktoś się zachowuje trochę inaczej, trochę dziwnie, to od razu mówią "narkotyki", a to też nieładnie. Mówią tak o pani Larkin i chociaż za nią nie przepadam, to jednak uważam, że to tylko zwykłe roztargnienie. Ona jest bardzo zaprzyjaźniona z tym pańskim Anthonym Hawkerem i moim zadaniem to właśnie dlatego tak nie znosi panien Grant... mówi, że to pożeraczki mężczyzn! Prawdę mówiąc, uganiają, się trochę za mężczyznami, ale co w tym złego? W końcu to naturalne. Zwłaszcza, że wszystkie są ładniutkie, sztuka w sztukę. Poirot wstrzelił się z pytaniem. - Pani Larkin? Mój drogi, nie ma sensu pytać mnie, kim ona jest. Kim są ludzie w dzisiejszych czasach? Powiadają, że dobrze jeździ konno i widać, że jest bardzo zamożna. Jej mąż był kimś w City. Umarł, nie rozwiodła się. Ona tu mieszka od niedawna, sprowadziła się zaraz po Graniach. Zawsze uważałam, że... Lady Carmichael przerwała. Otworzyła usta, oczy wyszły jej z orbit. Pochyliła się i nożem do papieru, który trzymała w ręku, uderzyła Poirota po kostkach dłoni. Nie bacząc na jego syk bólu, wykrzyknęła z podnieceniem: - Ależ to jasne! Wiec to dlatego pan tu przyjechał! Podstępny potworze, musi mi pan zaraz wszystko opowiedzieć! - Ale o czym? Lady Carmichael wymierzyła następny żartobliwy cios, którego detektyw zwinnie uniknął. - Poirot, niech pan nie będzie jak ten ślimak w skorupie! Widzę, że już panu drgają wąsy. To jasne, że sprowadziła tu pana jakaś zbrodnia... i bezwstydnie mnie pan podpytuje! Niech no pomyślę... czyżby chodziło o morderstwo? Kto umarł ostatnimi czasy? Tylko stara Louisa Glimore, ale ona miała osiemdziesiąt pięć lat i była schorowana. Na pewno nie o nią chodzi. Biedny Leo Stevenson złamał kark na polowaniu i leży cały w gipsie... wiec to też nie on. A może nie chodzi o morderstwo? Jaka szkoda! Nie przypominam sobie żadnej kradzieży biżuterii w ostatnim czasie... A może szuka pan po prostu jakiegoś przestępcy... Czy chodzi o Beryl Larkin? Otruła męża? Może to z powodu wyrzutów sumienia jest taka dziwna? - Madame, madame - przerwał jej Herkules Poirot. - Zbyt prędko wyciąga pani wnioski. - Bzdura. Pan coś kombinuje, Poirot. - Czy jest pani na bieżąco z klasyką, madame? - A co klasyka ma z tym wspólnego? - Ano to, że podjąłem rywalizację z moim wielkim poprzednikiem, Herkulesem. Jedną z prac Herkulesa było okiełznanie klaczy Diomedesa. - Niech mi pan nie wmawia, że przyjechał pan tutaj trenować konie... w pańskim wieku i w nieodłącznych lakierkach! Nie wygląda mi pan na takiego, który choć raz siedział w siodle! - Konie, madame, są w tym wypadku symboliczne. Były to dzikie klacze, które żywiły się ludzkim mięsem. - Bardzo to nieładnie z ich strony. Zawsze uważałam, że ci starożytni Grecy i Rzymianie byli niesympatyczni. Nie mogę pojąć, dlaczego księża z takim upodobaniem cytują klasyków... po pierwsze, nie sposób zrozumieć, o co im chodzi, a po drugie zawsze byłam zdania, że tematyka klasyków niezbyt pasuje do księży. Tyle tam kazirodztwa, i te kompletnie gołe posągi... ja wprawdzie nie mam nic przeciwko temu, ale wie pan, jacy są księża... denerwują się nawet, jeżeli dziewczyna przyjdzie do kościoła bez pończoch! Zaraz, o czym to ja mówiłam? - Sam już nie wiem. - Przypuszczam, ohydo w ludzkiej skórze, że nie powie mi pan, czy pani Larkin zamordowała swojego męża? A może Anthony Hawker jest tym mordercą z Brighton? Spojrzała na niego z nadzieją, lecz twarz Herkulesa Poirota pozostała nieprzenikniona. - A może chodzi o fałszerstwo? - Lady Carmichael nie zaprzestała domysłów. - Niedawno spotkałam panią Larkin w banku, z samego rana. Właśnie realizowała czek na pięćdziesiąt funtów... pomyślałam sobie wtedy, że to mnóstwo pieniędzy jak na gotówkę. Ależ nie, odwrotnie, gdyby sfałszowała czek, to przecież by wpłaciła pieniądze, dobrze mówię? Poirot, jeżeli dalej będzie pan tak siedział jak sowa i nic nie mówił, to chyba czymś w pana rzucę! - Musi pani uzbroić się w cierpliwość - rzekł Herkules Poirot. IV Ashley Lodge, rezydencja generała Granta, nie była zbyt wielką posiadłością. Położona na zboczu wzgórza, miała niezłe stajnie i wybujały, nieco zapuszczony ogród. Wnętrze domu pośrednik handlu nieruchomościami określiłby zapewne jako "całkowicie umeblowane". Posążki Buddy siedzącego ze skrzyżowanymi nogami spoglądały ze swoich wnęk, mosiężne tace z Benares i stoliki zagracały podłogi. Procesje słoni ozdabiały gzymsy kominków, na ścianach zaś wisiały przedmioty ze zmaltretowanego mosiądzu. W samym środku tego anglo-indyjskiego domostwa zasiadał w wielkim, podniszczonym fotelu generał Grant, opierając obandażowaną nogę na sąsiednim krześle. - Podagra - wyjaśnił - Cierpiał pan kiedyś na podagrę, panie, hm..