... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Pola kukurydzy czekają na deszcz, którego nie było już od dawna. Deszcz jest ważnym wydarzeniem. W górach zbiera się na burzę, żółte, groźne chmury gęstnieją nad horyzontem. Wszyscy powracają do domów przestraszeni nadchodzącą nawałnicą, która często zabija. Oczekiwanie. Czekam rozgorączkowana. Gdyby nie strach przed błyskawicami i śmiercią od pioruna, zostałabym na deszczu, niech mnie obmyje, oczyści z całego tego kurzu, tych szalejących komarów, much, które czepiają się ciała, lepkiego od potu po całym dniu spędzonym w polu. Ale Ward, jak wszystkie inne kobiety, zamyka okna i drzwi, podczas burzy każe nam przebywać w ciemności i modli się. Wierzy, że Bóg zrzuca piorun, aby ukarać ludzi. To prawda, że każda ulewa jest przerażająca. Tak gwałtowna, że nie słyszy się własnego głosu i nawet oddechu. Trwa to zazwyczaj parę godzin i przez cały ten czas wszyscy wokół mnie się łBodlą, tak długo, póki ostatni wystrzał pioruna nie ucichnie w górach, a deszcz nie przestanie orać gruntu niby kopyta galopującego konia. Tęcza nad górami, para unosząca się z ziemi, dziwny spokój witają mnie na progu. Niebo przeniosło gdzieś dalej swoją złość i swoje dobrodziejstwa. Studnie będą pełne błotnistej wody, w której zawsze aż roi się od żab. Trzeba walczyć z nimi, chcąc jej zaczerpnąć. Kukurydza dojrzała, musimy ją wymłócić, każdą łodygę złamać rękoma, wrzucić kaczany do wiader, wszystko to znieść do domu i następnie wyłuskać ziarno z tych główek złocistych i twardych. Po okresie pęcherzy i zadrapań moje dłonie twardnieją. Kukurydza moknie w wiadrach, napełnionych wodą, przez całą noc, a nazajutrz, w stodole, trzeba ją roztłukiwać ogromnym, kamiennym wałkiem. Przeguby rąk wkrótce są obolałe od tego powtarzającego się wysiłku. Zbiór kukurydzy to najcięższa i najbardziej wyczerpująca praca, jaką wykonujemy. Jedyna, na jaką uskarża się 134 135 Ward, a także Bekela. We wsi niektóre z kobiet mają maszyny do tłuczenia kaczanów. Coś w rodzaju kół wyposażonych w korbkę. Inne 2anoszą zbiór do kupca, który za nie wykonuje tę robotę. wtedy pozostaje im tylko przechować mąkę i przygotowywać z mej naleśniki. Ale Ward jest przeciwna tym nowoczesnym usprawnieniom, tej łatwiźnie. Żąda, byśmy pracowały w sposób tradycyjny, nawet jeśli ma to nam zająć całe noce, a nazajutrz nie możemy ruszyć ręką bez uczucia bólu. Dziś rano słyszałam, jak jakaś kobieta we wsi ganiła Ward, mówiąc do niej: - Dlaczego każesz tak ciężko pracować tej Angielce? ~r- Pilnuj swojego nosa, musi się nauczyć. Nauczyłam się. Jeśli ktoś przychodził do domu na posiłek, potrzebowałam trzech albo czterech godzin na zmielenie odpowiedniej ilości mąki kukurydzianej. A jeśli tego samego dnia miałam iść na plantację, musiałam przygotować ilość wystarczającą na czas mojej nieobecności. Oprócz tego czerpałam jeszcze wodę, zbierałam drewno, sprzątałam dom maleńką, słomianą miotłą. Porządek... Dom zawsze pełen jest kurzu, jaszczurki składają tutaj jaja, całymi gronami, pod sufitem. Nie ma końca sprzątaniu. Ledwie uprzątnę przed sobą, już za plecami gromadzi się kurz. Grona jajek ukazują się na ścianach jak za sprawą czarów. Są też wielkie jaszczurki. Te dinozaurowate potworki, jak tamten, którego spotkałam kiedyś na ścieżce. Onegdaj coś takiego weszł0 do domu i skierowało się prosto do pokoju Bekeli, gdzie spało niemowlę. Zobaczyłam to pierwsza i zaczęłam krzyczeć. Bekela zabiła jaszczurkę kijem i rzuciła sępom. W ubiegłym miesiącu wąż wsunął się do hamaka, w którym spało dziecko, i leżał obok niego. Ciągle trzeba z czymś walczyć albo coś zabijać. Któregoś popołudnia, siedząc w słońcu przed domem, odpoczywam przez chwilę z głową wspartą o ścianę i przymkniętymi oczami. Zapomnieć, gdzie się Znajduję, kim się stałam, zapomnieć o codziennym niewolnictwie, jakie muszę znosić. Nieobecność Abdullaha stanowi jedyną ulgę. Nagle coś porusza się w moich włosach i łaskocze w ramię. Otwie- 136 ram oczy i widzę ogromną tarantulę, kosmatą, w brązowe i czarne prążki, która powoli po mnie spaceruje. Przerażona przyglądam się jej ruchom. Cała drętwieję, mam gęsią skórkę, czuję lodowaty ziąb, nie śmiem nawet oddychać. Nie wolno się ruszać ani wykonywać nagłych gestów. Ale po minucie, która wydaje mi się wiekiem, nie mogę już wytrzymać. Wyrzucam ramię w górę, tarantula spada na ziemię, a ja na nią wskakuję