... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Nie uzyskała pani żadnych rezultatów? — zaniepokoił się mały człowieczek. — Owszem. Tabliczka jest dużo lepszą od stolika... Ale wszystkie te akcesorja, wie pan, są takie pierwotne, materjalne... Bardzo mi przykro, że muszę używać pomocy tej dziwacznej ortopedji! — Z początku — rzekł mały człowieczek łagodnie — jest pośrednictwo przedmiotów konieczne. — Wiem o tem. Ale okres początkowy już się skończył. — Co? Staruszek ożywił się na tę wiadomość. Podziw i radość zdawały się go podnosić w górę. — Pismo automatyczne? — zapytał. — Wkrótce. Jestem tego pewną. Czułam dziś rano pewne oznaki, tak, jak je pan opisywał. Dlatego chcę od dziś zaprzestać praktyk niższego rzędu. Nie chcę żadnego pośrednictwa materjalnego między nim a sobą. Jutro — wierzę w to mocno, chcą tak — będzie pisał moją ręką. — Będzie pisał pani ręką! Tak, to jest postąp. A kiedy pismo stanie się zbytecznem? Kiedyż jego myśl będzie się komunikować bezpośrednio z moją ? — To jest najwyższy stopień duchowego obcowania, niedostępny dla przeważnej części wtajemniczonych. Większość musi zadowalać się stoliczkiem... Ale pani, pani!... Kiedy dwa tygodnie temu pani weszła do mej izdebki, byłem zdumiony, olśniony. Nie wierzyłem swym oczom, przyzwyczajonym do badania fizjognomji. Mój stary mózg, wyćwiczony w stawianiu horoskopów, nie znajdował słów odpowiednich, dość potężnych, ażeby wypowiedzieć horoskop pani: ponowne wcielenie królowej Saby stanęło prze-demną. Pani ma wzrok Sybilli. Widzę panią wywyż-szoną na trójnogu. Dookoła pani, pogrążonej w zadumanej powadze, unoszą się dymy Eudoru i lumae. »Medjum« — zwykle używane słowo, jest za słabe, zbyt małe. Pojęcie to nie może oddać istoty pani. Należy pani do rasy wielkich wróżek! Rozdział III W KTÓRYM WIELKI CZŁOWIEK MÓWI BŁAHOSTKI, Z WINY AUTORÓW, KTÓRZY KAŻĄ MU MÓWIĆ. Eryk i Klaudjusz wsiedli do małej, okrągłej windy. — Panowie do kogo? — zapytała stróżowa. — Do pana M. J. H. Rosny — odparł grzecznie Klaudjusz. — Pan Rosny oczekuje nas. Na górze cisza napełniała mieszkanie. Nie było to cisza bezdusznej pustki, lecz spokój skupionej pracy. W saloniku oddychało wszystko spokojem i szczęściem. Żył tu myśliciel, pośród tych pięknych mebli i cudnych obrazów... Usłyszeli kroki. W chwilę później ujrzeli postać, którą potomni będą podziwiać w marmurze i bronzie. Biały fular, pantofle, szlafrok w kratki: rzeczy zwyczajne, pospolite. Głowa tylko zwracała uwagę. Była to głowa astrologa niniwskiego. Gdyby żył za czasów Assurbanipala — ta czarna jego broda byłaby cała skręcona w równiutkie pukle — a na ówczesnych płaskorzeźbach na sławne to czoło, ozdobione asyryjską tyjarą, spadałyby zafryzowane pukle włosów — obecnie zaczesanych dziwacznie w tył, niby skrzydła kurcze. Rosny, trochę zgarbiony, skłonił się uprzejmie i utkwił w gościach przenikliwy wzrok. — Mistrzu... — Witam panów. Głos miał głuchy, powolny, wyraźny. Z zamyślonych oczu przebijał się genjusz Beethovena myśli. — Przyszliśmy — zaczął nieco zmieszany Eryk — prosić pana o wydanie swej opinji w sprawie Ryszarda Cirugue. Ponieważ wiedza uchyla się od zadośćuczynienia naszemu życzeniu, postanowiliśmy zwrócić się do »metawiedzy«, jeśli mogę się tak wyrazić... Mistrz podniósł powątpiewająco swoje krzaczaste brwi mefistofelesowskie. Ramieniem wykonał ruch, jakgdyby dźwigał jakiś ciężar w górę. 1 odezwał się głos, ów głos, który umie zapytywać czas i ciemności: — Możecie panowie wierzyć, że śledzę z wielką uwagą w dziennikach przebieg śledztwa. To moja dziedzina. Ale niestety muszę wyznać, że ten problem jest dla mnie niezrozumiały. W zagadce Givreuse przypuszczałem współistnienie dwu sobowtórów, z których jeden wydał drugiego przez bipartycję. Poprostu zastosowałem do całej istoty bipartycję, która dotyczy właściwie tylko komórek. Dwaj Givreuse powstali skutkiem rozdwojenia. W tym wypadku ci dwaj ludzie powinniby na początku swego podwójnego życia ważyć każdy tylko połowę wagi normalnego osobnika. Nie omieszkałem też zaznaczyć, że moi bohaterowie ważyli po 37 kilogramów, podczas gdy normalna ich waga powinna była wynosić 74 t. j. podwójną ilość kilogramów. Spoglądał przenikliwie to na Eryka, to na Klau-djusza z lekkim niepokojem, właściwym sumiennym umysłom, które chcą ocenić inteligencję i wykształcenie swych słuchaczy, ażeby dostosować się do ich poziomu umysłowego. — Każde z czterech ciał — zauważył Klaudjusz — waży około 77 kilo — jest to waga mego brata. młodzieńców do drzwi. — Cieszy mię bardzo, żeście panowie szukali rady u autora »Pluralizmu«... — Pokładaliśmy zwłaszcza nadzieję — rzekł Eryk, w autorze »Givreuse«; mistrz »metawiedzy«... — Metawiedza — przerwał Rosny — zgoda, jeśli panu chodzi o to słowo. W każdym razie problem pociągający. Ciekawy sposób rozszerzania myśli przez illuzję optyki myślowej; to przyrząd do względnego poznania rzeczy nieznanych. — Mistrzu — rzekł Klaudjusz, przystając na progu — czy pan sądzi... że mój brat żyje ? Rosny okazał pewne wzruszenie. Spojrzał badawczo na Klaudjusza,a potem na Eryka Spostrzegł, że ten ostatni się zasępił i zrozumiał, że sprawa Ryszarda Cirugue ma swoje niedopowiedzenia. — Nic jeszcze nie wyjaśniono dotychczas — rzekł. — Wszystko więc jest możliwe. — Widzi pan więc, że moja hipoteza nie może mieć zastosowania w tym wypadku. Z głową przechyloną w bok, z nosem, skrzywionym właściwym sobie grymasem, rozprawiał J. H. Rosny, trzymając jedną rękę na brzuchu, a drugą gestykulując równocześnie. -Givreuse i Ryszard Cirugue — mówił — pozostają do siebie w takim stosunku, jak dzielenie i mnożenie. Przy obecnym stanie śledztwa sprawa jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. Konia z rzędem, jeśli zajdzie jeszcze jakiś nowy fakt! Dziwne zjawisko! Oto człowiek, który w dzień śmierci ma więcej zwłok, niż święci pańscy w paręset lat po zgonie... Zachęcony uśmiechem obu przyjaciół, ciągnął dalej: — Święty Djonizy ma obecnie trzy. ciała: jedno spoczywa na Montmartre, drugie w Rytysbonie a trzecie w Koryncie!... Hagjografja ma swoje cuda, którymi religja wcale się nie chełpi—No, ale wracajmy do naszej sprawy. Widzę, że panowie jesteście trochę rozczarowani. Niestety! Nie mam żadnego wyobrażenia... Wobec takiego zaprzeczenia rzeczywistości; do której przywykliśmy, musi się powiedzieć: »Prawda może się wydawać czasami nieprawdopodobną. Jest się poprostu całkiem zbitym z tropu