... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Wcale nie jest pan wyrzucany, panie Darrow. - Czyżby? - Nie! Po prostu pańska umowa nie podlega prolongacie. - Ile mam czasu na znalezienie nowego mieszkania? Wiesz, jak trudno coś znaleźć w Jerhattanie. Frank usilnie starał się nie patrzeć Henry’emu w twarz. - Frank... Frank? Spójrz na mnie. - Pośrednik z wahaniem spełnił tę prośbę. - Słuchaj, przecież znamy się od czternastu lat. Dlaczego nagle zacząłeś się mnie bać? Henry oczywiście znał odpowiedź, ale chciał, żeby Frank przyznał się do tego przed samym sobą. Jeden człowiek, jeden Frank Hummel nie był w stanie przesądzić o wyniku walki, jaką Utalentowani prowadzili, by zyskać akceptację; jednak teraz przekonany, jutro może przekonać paru innych. Każdy sprzymierzeniec był ważny; trzeba uszanować przeciwników, aby zyskać sojuszników. - Chodzi o to, że... A do diabła, nie jest pan już domowym cudakiem, panie Darrow. Naprawdę jest pan jasnowidzem. - Obawa malująca się na twarzy Franka Hummela była również prawdziwa. - Dziękuję ci, Frank. Wiem, że to dla ciebie niełatwe, a ja jeszcze ci to utrudnię, lecz chciałbym, żebyś pamiętał te czternaście lat miłej znajomości. Wiedziałem, że przyjdziesz dziś do mnie. Wiedziałem o tym już cztery miesiące temu, kiedy na naszych drzwiach pojawiły się te napisy i kiedy na niby usiłowano się do nas włamać. Wynająłem już nowe mieszkanie. Jutro się wyprowadzamy. Frank zdawał się z początku nie pojmować znaczenia wypowiedzianych słów. - Chcesz mi powiedzieć, że wiedziałeś? Od czterech miesięcy? Ależ dopiero wczoraj dostałem dyspozycje, a sam przecież mówiłeś przed chwilą, że nie widzisz przyszłości jednostek. - Nie okłamałem cię, Frank. Chyba nie ma nic dziwnego w tym, że chcę poznać wydarzenia, które wpłyną na moje życie, na życie domowego dziwaka, jakim dotąd byłem. Nieprawdaż? Hummel zaczął zbierać się do wyjścia, jakby coraz mniej przekonany. Henry znów pożałował, że nie jest telepatą lub że nie posiada chociażby zdolności empatycznych, przez co znałby myśli kłębiące się w głowie pośrednika i mógłby dać im należyty odpór. - Ostatnie słowo, Frank - powiedział. - W przyszłym miesiącu, osiemnastego, w czwartej gonitwie w Belmont postaw wszystko, co masz, na komu imieniem Mibimi. Zrób to tuż przed zamknięciem kasy. Mogę cię o to prosić? A potem, kiedy Mibimi wygra, pamiętaj, że talent może być pożyteczny. Frank wycofał się do windy, a Henry zastanawiał się, czy skołowany facet skorzysta z jego rady. Nie dawał podobnych wskazówek zbyt często, ale czego się nie robi dla przyjaciół, żeby scementować przyjaźń. Henry zamknął drzwi. Scena, jaka rozegrała się przed chwilą w jego pokoju nie była niczym nadzwyczajnym. Podobne przeżywały niemal wszystkie osoby o uznanym Talencie. Był to jeden z wielu paradoksów, z którymi mieli do czynienia od chwili, kiedy Talent stał się godny szacunku. Po zdjęciu odium szarlatanerii i zarejestrowaniu się w Centrum Utalentowani mogli domagać się najwyższych stawek za świadczone usługi, ale jednocześnie stali się rodzajem „pariasów”. Stwierdzili, że znaleźli się w kategorii niedotykalnych, nie chcianych, budzących lęk. Wszystko to przez zwykłe nieporozumienie i stare przesądy. Watson Claire rozwijał szeroką, nieszokową kampanię informacyjną, rozrastającą się dzięki kontaktom, jakie miał wśród wiecznie głodnych informacji dziennikarzy. Rozsądnie dawkowany szantaż trzymał w ryzach tych, którzy wszędzie wietrzyli jedynie sensację. Jednak, jak twierdził Claire (a Henry doskonale to rozumiał), trzeba czasu, zanim prawdziwe informacje dotrą tam, gdzie aktualnie były najbardziej potrzebne - do osiedli mieszkaniowych, z których nagminnie wyrzucano wszystkich podejrzanych o to, że są Utalentowani. No cóż, olbrzymi magazyn wynajęty w dzielnicy portowej będzie musiał wystarczyć, dopóki Henry nie znajdzie sposobu na podejście George’a Hennera. Ten finansowy czarodziej miał rachunki do spłaceniu, a Henry’emu udało się ostatnio wykryć coś naprawdę zabawnego. Ciekawe, jak Henner na to zareaguje. Podniósł słuchawkę telefonu, żeby zadzwonić do magazynu. Roboty budowlane zakończono tydzień temu i pozostało jedynie wyposażenie mieszkań. Może powinien był skorzystać z telekinetyki przy przeprowadzce? Nie, mimo wszystko nie zrobiłoby to najlepszego wrażenia. Nawet Utalentowani powinni niektóre prace wykonywać tradycyjnymi metodami. - Komisarzu Mailer, nazywam się Henry Darrow. Oto moja żona, Molly, to Barbara Holland, która potrafi odnajdywać różne zguby, a za nią Jerry taszczący encefalograf