... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Spostrzegawczy zmysł panny Peyton nie sięgał poza rzeczy widome, przypisywała więc bladość lic i załzawione oczy siostrzenicy okropnemu położeniu, w jakiem znajdował się Henryk Wharton. Natomiast, pomimo że osobiście niedoświadczona w tym względzie, odgadła łatwo przyczynę, dla której Sara mniej okazywała zmartwienia niż jej siostra. Miłość dla każdej cnotliwej kobiety jest uczuciem świętem i otacza aureolą wszystko, co podlega jej wpływowi. Panna Peyton bolała szczerze nad grożącem siostrzeńcowi niebezpieczeństwem, rozumiała jednak, że czasy wojny nie sprzyjają miłości i że nie można marnować tych rzadkich chwil, jakich jej użyczy przypadek. Kilka dni minęło, nie przynosząc żadnej zmiany w zwykłym trybie życia mieszkańców Akacji i oddziału, w Czterech Kątach. Pierwsi krzepili się wiarą w niewinność Henryka i ufnością w zabiegi Dunwoodie’go na rzecz jego, drudzy z niecierpliwością oczekiwali spodziewanej lada chwila wiadomości o starciu z nieprzyjacielem i rozkazów wymarszu. Napróżno jednak kapitan Lawton wyglądał jednej i drugich. Listy od majora Dunwoodie’go donosiły, że nieprzyjaciel, przekonawszy się, że oddział, z którym miał wspólnie działać, został zniesiony i odwołany, cofnął się również poza okopy fortu Washingtona, gdzie trwał w nieczynności, grożąc wciąż odwetem za doznaną porażkę. Dunwoodie raz jeszcze zalecał kapitanowi czujność i kończył wyrazami pochlebnego zaufania w jego honor, gorliwość i znane męstwo. - Wszystko to bardzo pięknie, majorze Dunwoodie - mruknął dragon, rzucając list na stół i zaczynając chodzić po izbie dla uspokojenia ogarniającej go niecierpliwości. - Ślicznie mnie ubrałeś, niema co mówić. Mam zatem pilnować bezpieczeństwa tego idjoty” który sam nie wie, czy trzyma naszą stronę czy nieprzyiaciela, i czterech kobiet, z których trzy są wcale niczego, ale nie dbają o moje towarzystwo, a czwarta - zacna niewiasta - przekroczyła czterdziestkę; dwoje czy troje czarnych, gadatliwą gospodynię, która nic innego nie robi, tylko plecie wciąż o złocie, żebrakach i różnych omenach, i tego biednego Jerzego Singletona. Ano, chory kolega ma prawo do opieki, więc zrobię, co będzie w mojej mocy. Kończąc ten monolog, kawalerzysta usiadł i zaczął gwizdać, żeby wmówić w siebie, że wszystko to nic go nie obchodzi, lecz wyciągnąwszy zbyt daleko nogę przewrócił baryłkę, zawierającą cały jego zapas wódki. Podnosząc drewniane naczynie, zauważył leżacy na ławce, na której postawił baryłkę, bilecik. Otworzył go i przeczytał; „Księżyc wzejdzie dopiero po północy; dogodny czas dla czynów ciemności. „ Poznał pismo, było to samo, które go ostrzegło o zasadzce, i Lawton długo dumał nad obu temi kartkami, nie mogąc pojąć, co skłaniało kramarza, by w podobny sposób sprzyjał nieprzejednanemu wrogowi. Że był on szpiegiem nieprzyjacielskim, o tem Lawton wiedział, w swoim czasie bowiem, gdy skazano na śmierć kramarza, dowiedziono mu niezbicie, iż udzielił naczelnemu wodzowi wojsk angielskich pewnych szczegółów o położeniu amerykańskiego oddziału, wysłanego na rekonesans. Wprawdzie uniknięto szczęśliwie skutków tej zdrady, Washington bowiem odwołał ów regiment, zanim Anglicy zdążyli go otoczyć; zbrodnia jednak pozostała tą samą. - Może - myślał kapitan - chce on mnie sobie zjednać na wypadek ponownego schwytania; bądź co bądź, raz oszczędził mi życie, a drugi raz uratował mi je. Postaram się być równie wspaniałomyślnym względem niego, i proszę Boga, aby mi w tem powinność nie przeszkodziła. Czy niebezpieczeństwo, wzmiankowane w obecnej kartce, groziło Akacji, czy też samemu oddziałowi w Czterech Kątach, tego kapitan nie mógł wymiarkować, przechylał się jednak ku ostatniemu przypuszczeniu, i postanowił podwoić czujność jadąc pociemku. Dla człowieka, żyjącego w czasach spokojnych, obojętność, z jaką Lawton odnosił się do grożącego niebezpieczeństwa, byłaby wprost niepojętą, jakoż przemyśliwał on bardziej nad sposobami przyłapania nieprzyjacioł niż uniknięcia ich machinacyj. Przybycie chirurga, wracającego z Akacji, dokąd codziennie jeździł, przerwało te rozmyślania