... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- To pożywka dla kur domowych i innych kretynów. Cały świat się podnieca, gdy jakiś sławny dupek staje przed sądem, a nie dostrzega naprawdę istotnych procesów, prawdziwych winnych i prawdziwych ofiar. Słowa mężczyzny zupełnie zbiły z tropu adwokata. O co mu chodzi, u diabła? Jakiś terrorysta, który chce zwrócić uwagę na swoich kumpli, którzy mają stanąć przed sądem, czy co? Spojrzał ukradkiem na mężczyznę. Miał rozbiegane, rozpalone wewnętrzną gorączką oczy maniaka. Ale czego innego można się spodziewać? Ktoś przy zdrowych zmysłach nie wysyła do obcej osoby dziwacznych listów i kaset wideo, a potem nie stara się go wysadzić w powietrze. Czuł, jak mimo strachu wzbiera w nim wzburzenie. - Dość mam tych zagadek, niechże pan powie, o co tu chodzi - powiedział z rozdrażnieniem. -Zatrzymaj siei wyłaź z wozu -rozkazał mężczyzna, ignorując pytanie Bena Znajdowali się tuż przy River Parks, jednej z najbardziej malowniczych części Tulsy, raju dla biegaczy i spacerowiczów - ale tylko w ciągu dnia - Ben rozejrzał się niepostrzeżenie na boki. Żywej duszy. Jedynie dość daleko, na parkingu, stało kilka aut, przypuszczalnie z kochankami szukającymi odosobnienia Poza 388 tym park był wymarły, jak wszystkie słabo oświetlone miejsca wielkich miast w nocy. Ben wysiadł. W pobliżu rosła gęsta kępa drzew, gdyby rzucił się w jej stronę, byłby uratowany. Ale nie miał szans: zanim przebiegłby kilka kroków, mężczyzna by wystrzelił. Z drugiej strony, czy wiele by ryzykował, skoro szaleniec i tak pewnie ma zamiar go zabić? Tylko dlaczego nie zrobił tego od razu? Co kombinował? Jak Ben miał zgadnąć, co się roi w umyśle szaleńca? Jeśli mimo wszystko będzie musiał umrzeć, to przynajmniej niech wie, za co. Odchrząknął starając się wydobyć w miarę normalny głos ze ściśniętego gardła. - Naprawdę nie wiem, z jakich przyczyn zasługuję na to wszystko. Musiał mnie pan pomylić z kimś innym. Nie jestem święty, ale nie jestem też człowiekiem, który robi świństwa. Proszę, niechże pan przynajmniej powie, o co w tym wszystkim chodzi. Mężczyzna odgarnął włosy z czoła. - Naprawdę mnie nie poznajesz? - spytał. Ben przyjrzał się uważnie twarzy mężczyzny. Może to była sugestia, ale chyba rzeczywiście zobaczył w jego rysach coś znajomego. Ale gdzie go mógł spotkać? W jakich okolicznościach? Widząc, że Ben kręci głową, mężczyzna podpowiedział: - Sięgnij pamięcią osiem lat wstecz. Przypomnij sobie podobnie kontrowersyjny proces, jak ten dzisiejszy, kiedy to sprawiedliwość także została zeszmacona. - Osiem lat temu? Przecież wówczas byłem dopiero na stażu i nie mogłem brać udziału w żadnym procesie! Od raził mówiłem, że mnie pan z kimś pomylił! - zawołał Ben. - Osiem lat, które były dla mnie pasmem niewyobrażalnego cierpienia, a ty nawet nie pamiętasz, co się wtedy stało. Ben wrócił pamięcią do tamtych lat i nagle drgnął. - Ależ pan mówi o procesie mojego ojca, Kincaida seniora! - No chyba! To wtedy się spotkaliśmy. - Zaraz... To pan... To ty...? - Dopiero teraz Bena olśniło, skąd zna rysy nieznajomego. Tylko że osiem lat temu był on nastolatkiem. Chłopcem, który plunął mu w twarz przed drzwiami do sali, w której miała się odbyć rozprawa przeciwko doktorowi Kincaidowi. - Jesteś synem pacjenta, pana... Ackermana, prawda? Tego, który zmarł po operacji? - Który został zamordowany! - Dłoń chłopaka zacisnęła się na rękojeści pistoletu w paroksyzmie gniewu. - Zabity przez wadliwą zastawkę serca, zabity, bo twój ojciec wsadził mu w pierś zatrute serce! A więc dlatego tak się podpisywał jego prześladowca! Ben wściekał się z powodu swojej tępoty. Dlaczego od razu nie zgadł? - Słuchaj, jest mi naprawdę przykro, aleja nie miałem z tym nic wspólnego, wierz mi - powiedział spokojnie. Teraz, gdy wiedział, o co chodzi, mógł przynajmniej podjąć dyskusję. -Pomyśl, że ja też straciłem wówczas ojca... - Nawet ich nie porównuj! - wrzasnął Ackerman. - Mój ojciec był cudowny, nigdy nikomu nie zrobił krzywdy, dbał o mnie jak nikt. Dlaczego trafił na takiego bezdusznego rzeźnika, jak Kincaid? Czym mu się naraził, że go zabił?! Mój oj- 389 ciec nie żyje, bo dał się zwieść mirażom roztaczanym przed oszustów. Twój ojciec wcale nie miał zamiaru go leczyć, tylko oskubać z ostatniego centa! Gdyby nie to, miałbym do dziś swojego tatusia! - łzy potoczyły się po policzkach młodego Ackermana