... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Ważny pan doktor! Kwiatkowski patrzył na nią z podziwem. Uśmiechnęła się przekornie. – Bo uganiałem się za byle jakimi panienkami, zamiast zauważyć skarb pod nosem! A jakie by to były wygodne zaloty! Drzwi w drzwi! – Trzecie piętro od frontu. – No, może wtedy brakowało ci tych dwóch lat do rozkwitu. Krysiu, żyjemy! Musimy to uczcić. Chodźmy się pobawić! – Bawić?! Na gruzach?! – Mimo gruzów! Przeciw gruzom! Zapraszam cię na dancing! – Dancing? Zwariowałeś! A gdzie tu jest dancing? W mordowni na Targowej? – W hotelu „Polonia”! Ocalał! Luksus jak przed wojną! Krysia przyjrzała mu się podejrzliwie. Dziwna wydała jej się ta euforia Kwiatkowskiego. – Andrzej, czym ty się zajmujesz? Szabrem? A może handlujesz dolarami? – Jestem wybitnym lekarzem wojskowym na urlopie! – Kwiatkowski chwycił ją za ramię. – I przyjechałem do Warszawy tylko po to, żeby spotkać ciebie! To było moje przeznaczenie. – Nie mów tylko, że proroczo śniłam ci się co noc. Co to wojsko robi z człowieka! Wpadacie w zachwyt na widok pierwszej dziewczyny, spotkanej na ulicy! Czekaj no... Dlaczego ty jeszcze siedzisz w wojsku? Może ich pokochałeś? – Nie lubię ich, Krysiu. Muszę poznać jakiegoś ważnego generała, żeby mnie stamtąd wydostał. Patrzył na nią, jak pies na kiełbasę. Dziewczyna była rzeczywiście śliczna i zgrabna. Nawet wytarta sukienka i żołnierskie buty nie mogły jej zeszpecić. – Kupimy ci nowe buty na bazarze – zdecydował. – W prezencie przyjmuję tylko czekoladki i kwiaty. A buty pożyczę od koleżanki. Sukienkę też. Wepchnęłam się do niej na Pragę. W przypływie entuzjazmu Kwiatkowski chwycił Krysię w ramiona i ucałował w oba policzki. – A więc o szóstej przed „Polonią”! – zawołał. – Łatwo tam trafić. – Też pomysł! Dancing na ruinach! Nie za mocno tam śmierdzi spalenizną? 32 Odcinek Alei Jerozolimskich przed hotelem „Polonia” imitował prawdziwe miasto – światła, ruch na jezdni, tłum na chodniku. Ale zarówno wygląd ludzi, jak i samochodów nie pozwalał zapomnieć o smutnej rzeczywistości: zrujnowane miasto, zajęte przez Armię Czerwoną. Sześciopiętrowy budynek hotelu, pomnik secesji, z wnętrzami w stylu Ludwika XVI, ocalał tylko dlatego, że do końca powstania zajmowali go Niemcy, a później zabrakło albo rozkazu, albo czasu, by go wysadzić w powietrze. Teraz kłębił się w jego salonach wielobarwny tłum, funkcjonariusze nowej władzy, zagraniczni dyplomaci, wyżsi oficerowie Armii Czerwonej, ludzie interesu, aferzyści i złodzieje, agenci różnych maści oraz panienki do nocnej obsługi gości. Krysia przyszła na spotkanie punktualnie. Pantofle na wysokich obcasach i czarna, skromna, ale obcisła sukienka podkreślały jej zgrabną figurę. – Cud zjawisko! – zawołał Kwiatkowski. – Dokąd mnie prowadzisz, Andrzej? – zapytała Krysia, rozglądając się dokoła. – Do salonu nowej wschodniej demokracji. Poznasz wspaniały świat naszej przyszłości. Wziął ją pod rękę władczym gestem i poprowadził do drzwi. Wejścia strzegł barczysty portier. Kwiatkowski sięgnął do kieszeni, wyjął zwitek banknotów i wsunął portierowi w łapę. Portier otworzył drzwi z uśmiechem i zaraz je zamknął przed nosem innych amatorów zabawy. Weszli do holu i Kwiatkowski znowu wyjął pieniądze. – Stolik na dwie osoby – szepnął szatniarzowi. – Wszystko zapchane jak w tramwaju – jęknął szatniarz. Kwiatkowski dołożył jeszcze parę banknotów. – Patrz, tu jest telefon! – zachwyciła się Krysia. – Że też człowiek nie ma dokąd zadzwonić! – Paczkę amerykanów! – rozkazał Kwiatkowski. Po chwili, prowadzeni przez kelnera, przepychali się przez „ludwikowską” salę restauracji, zatłoczoną do niemożliwości. W kącie znalazł się mały stoliczek. Obok biesiadowało liczne grono wyższych oficerów Armii Czerwonej i Wojska Polskiego. – Przyjemne towarzystwo – powiedziała cicho Krysia. – Kiedy patrzę w twoje oczy, zapominam o całym świecie – szepnął ogniście Kwiatkowski. – To są komplementy dla byle jakich panienek – odparła Krysia z ironią. – Z przedwojennych szlagierów. – Dobrze, przeczytam ci prawdziwą poezję. – Kwiatkowski wziął z rąk kelnera spis potraw. – Kotlet schabowy z kapustą. Befsztyk z cebulką. Zraz wołowy z kaszą. W wojsku dają tylko kaszę! Wkrótce stolik zapełnił się jadłem. Stanęła też butelka wiśniówki. – Chcesz mnie upić? – zapytała Krysia. – A ile ty masz lat? – Niedługo skończę dwadzieścia. – To dobrze. Zawsze używam wiśniówki do uwodzenia młodych panienek i przeważnie osiągam swój cel. No, jest pewien procent, który od tego choruje. Dziś szczególnie zależy mi na sukcesie. – Czy ty nie stałeś się zbyt wulgarny? Kwiatkowski chwycił rękę Krysi i ucałował. – Przepraszam za ten cynizm. Będę cię adorował z całym szacunkiem. – Co za dziwny świat – szepnęła Krysia. – Nierzeczywisty. Może znowu obudzę się w baraku? – Ja jestem rzeczywisty – powiedział Kwiatkowski, patrząc jej głęboko w oczy