... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

– Dzień dobry, synowcze Ahmecie! i gorąco uścisnął Ahmeta. – Dzień dobry, dobra Amazyo; i przyszłą synowicę pocałował w oba policzki, a wszystko to odbyło się tak prędko że nikt nie zdążył słowa wymówić, poczem dodał: – No, a teraz do widzenia i w drogę. Nie przedstawił nikomu flegmatycznego Holendra, i ten wydawał się jakąś niemą figurą w dramacie rodzinnym. Gdy Keraban ściskał tak i całował wszystkich dokoła, pewni byli że przyjechał aby przyśpieszyć małżeństwo, to też łatwo pojąć ich osłupienie gdy zawołał: W drogę! Ahmet pierwszy oprzytomniał i zapytał: – Co mówisz, stryju? – Mówię: w drogę i do widzenia, mój synowcze. – Jakto?… chce stryj odjechać? – Tak, w tej chwili. Ogólne nastąpiło osłupienie, a Van Mitten rzekł do ucha Brunona. – Doprawdy bardzo to zgodne z usposobieniem mego przyjaciela Kerabana. – Aż nadto zgodne, odrzekł Brunon. Amazya spoglądała na Ahmeta, Ahmet na Selima, a Nedia wlepiła wytrzeszczone oczy w tego bajecznego stryja, który umiał odjeżdżać nie przyjechawszy. – No! chodźmy Van Mitten, rzekł Keraban zwracając się ku drzwiom. – Czy nie zechce mi pan powiedziéć, rzekł Ahmet zwracając się do Van Mittena. – A cóż ja mogę panu powiedziéć? odrzekł Holender idący już za przyjacielem. Keraban zatrzymał się na samem wychodnem, i rzekł zwracając się do bankiera. – Ale, ale, byłbym zapomniał; proszę cię, przyjacielu, Selimie, zmień mi kilka tysięcy piastrów na monetę rossyjską. – Kilka tysięcy piastrów? powtórzył bankier nie rozumiejąc. – Tak, Selimie, bo potrzebuję tych pieniędzy na podróż przez kraj rossyjski. – Stryju kochany, powiedzże nam nareszcie co to wszystko znaczy? zapytali razem Ahmet i Amazya. – Jakie ażyo opłaca się obecnie? zapytał Keraban nie odpowiadając. – Trzy i pół od sta odrzekł Selim, który w tej chwili przypominał sobie że jest bankierem. – Co!… aż trzy i pół od sta?… zawołał Keraban. – Ruble poszły w górę, odrzekł bankier, skutkiem licznych zażądań kurs ich bardzo się poprawił… – No, przyjacielu Selimie, dla mnie niech będzie tylko trzy i ćwierć od sta. – A! dla ciebie, przyjacielu Kerabanie, zmienię za darmo. Yarhud stojący w końcu galeryi, bacznie przyglądał i przysłuchiwał się wszystkiemu, aby wymiarkować czy to co zaszło szkodę lub korzyść mu przyniesie. – Stryju! zawołał Ahmet chwytając za rękę Kerabana w chwili gdy już stanął we drzwiach, czy nie pożegnasz się z nami? Uściskałeś nas w chwili przyjazdu… – Nie, kochany synowcze, przerwał Keraban, było to w chwili wyjazdu. – Nie chcę ci przeczyć, kochany stryju, ale proszę chciejże nam przynajmniej powiedziéć po co przyjechałeś do Odessy? – Nie byłbym wcale tu przyjechał, gdyby nie to że leży na mej drodze. Wszak prawda, przyjacielu Van Mitten? Za całą odpowiedź Holender poważnie kiwnął głową. – A! prawda! zapomniałem przedstawić panów wzajemnie, rzekł Keraban, i zwracając się do Selima: Mój przyjaciel Van Mitten którego wiozą do siebie na obiad do Skutari. – Na obiad do Skutari! zawołał bankier zdziwiony niewymownie. – A tak, odrzekł Van Mitten. – A to służący jego Brunon, tak wierny i przywiązany do swego pana, że nie chciał się z nim rozłączyć. – A tak, odrzekł Brunon, kręcąc głową z niezadowoleniem. – No! a teraz komu w drogę temu czas! zawołał Keraban. – Nie sądź, kochany stryju że chcę w czemkolwiek sprzeciwiać się twej woli; ale proszę racz powiedzieć, którędy postanowiłeś jechać z Konstantynopola do Skutari, skoro Odessa leży na tej drodze? – Drogą ciągnąca się wokoło morza Czarnego, odrzekł Keraban. – Około morza Czarnego!… powtórzył Ahmet zdumiony. Nastał chwila milczenia. Widząc ogólne osłupienie, Keraban zawołał: – I cóż upatrzyliście w tem tak nadzwyczajnego że aby z Konstantynopola udać się do Skutari, okrążam morze Czarne? Bankier Selim i Ahmet spojrzeli po sobie niespokojni; czyżby Keraban dostał pomięszania zmysłów?… – Przyjacielu Kerabanie, rzekł bankier Selim, nie chcemy ci się sprzeciwiać… Przezorność nakazywała zawsze od tych słów zaczynać rozmowę z upartym Kerabanem. – Nie chcemy, broń Boże przeczyć ci, ale zdaje nam się że jest bliższa droga z Konstantynopola do Skutari; wszak dość przepłynąć Bosfor? – Bosfor nie istnieje już! odrzekł Keraban. – Bosfor nie istnieje! powtórzył osłupiały Ahmet. – Dla mnie przynajmniej! dodał Keraban. Obecnie istnieje on tylko dla tych, którzy chcą poddać się opłacie najniesłuszniejszego podatku dziesięć paras od osoby, jakim rząd nowych Turków obciążył te wolne dotąd od wszelkiego ździerstwa wody. – A!… więc to nowy podatek! zawołał Ahmet, pojmując w tej chwili na jakie trudy i zawikłania naraził stryja jego nieznośny upór. – Tak, nowy podatek, rzekł Keraban, unosząc się coraz więcej. Właśnie w chwili gdy miałem wsiąść do mego kaika, aby udać się na obiad do Skutari z moim przyjacielem Van Mitten’em, ogłoszony został ten dziesięć-parasowy podatek