... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Tak jest czterdzieści metrów, zachód-północny zachód. - Obejdziemy bokiem resztę konwoju. Gdyby zdecydowali się uaktywnić pole minowe, już by to zrobili. Siłownia, prędkość dziesięć węzłów. - Tak jest, dziesięć węzłów. - Przed nami głęboka woda, kapitanie - powiedział oficer zanurzeniowy. - Możemy wypuścić hydrolokatory holowane. - Jeszcze nie - odparł Zenko. - Zanurzenie pięćdziesiąt metrów. W Griemisze admirał Deminow przygotowywał właśnie informację z ostrzeżeniem dla Malakowa, gdy z Pulongi połączył się z nim Tariński. - Macie go? - ryknął w słuchawkę Deminow. - Dwa kontakty, admirale. Pierwszy obiekt to bez wątpienia "Tajfun I". - Czy "Gorki" zaanonsował swoje przybycie? - Nie. - Więc co to za drugi okręt podwodny? - W tych warunkach lodowych trudno o prawidłową identyfikację obiektu - odparł Tariński. - Sądzimy, że to "Gorki". Deminow pofolgował swej wściekłości, wrzeszcząc do słuchawki: - Nie mówcie mi, co sądzicie! Mówcie, co widzicie! Tariński stracił nadzieję na to, że zrozumie dokładnie, kto jest w ten konflikt wmieszany i o co właściwie chodzi. Wyjaśnił Deminowowi, że hydrolokatory pokazują dwa okręty podwodne przechodzące przez cieśninę. "Tajfun I" oderwał się od konwoju i mijał właśnie pole minowe. Deminow dusił się ze złości, podczas gdy Tariński opisywał mu sytuację. - Uaktywnić w obu kanałach przynajmniej po dwie miny - rozkazał. - Ależ towarzyszu admirale - zaprotestował Tariński. -Miny mogą zniszczyć lodołamacz i płynące za nim statki. - Poruczniku, wykonać rozkaz albo każę was rozstrzelać. - Tak jest. Tariński odbezpieczył konsoletę sterującą polem minowym. Zaświeciło się na niej trzydzieści zielonych lampek. Porucznik nacisnął dwa przyciski, czekając spokojnie, by dwa światełka zmieniły się z zielonych na czerwone, ale nic takiego się nie stało. Spróbował po raz drugi - z takim samym wynikiem. Potem po raz trzeci, czwarty i piąty. Albo w czasie długiej zimy kable skorodowały w słonej wodzie morskiej, albo w wyniku brakoróbstwa źle przeprowadzono połączenia w samej konsolecie. W Czerwonej Flocie wybrakowane miny nie były zresztą żadną nowością. Tariński grzmotnął dłonią w konsoletę, poddał się i wrócił do telefonu. - Pole minowe nie działa, admirale. Myślę, że mamy uszkodzoną konsoletę. - A gdzie jest teraz "Tajfun I"? - spytał Deminow. - Mija cieśninę, idzie już prawie na otwartym morzu. - W takim razie dopadniemy go na Morzu Białym - powiedział Deminow. - Połączcie się z bojowym śmigłowcem i upewnijcie się, że są gotowi. "Tajfun I" nie może wymknąć się nam ponownie. - Hydro do centrali - odezwał się Morrison. - Duży Iwan przyspiesza. - Dziękuję, hydro. Sternik, dziesięć stopni w lewo. Obejdziemy ten konwój. Siłownia, dajcie mi dziesięć węzłów. "Reno" skręcił do północnego kanału, zwiększył prędkość i wypłynął na Morze Białe. Na ekranach hydrolokatorów ani nie rozbłysły bomby głębinowe, ani nie pojawiły się wystrzelone z "Tajfuna I" torpedy. Być może, pomyślał Gunner, to tylko kwestia czasu. 24 Morze Białe W pomieszczeniu radiowym "Związku Radzieckiego", znajdującego się dziewięćdziesiąt dwie mile na południowy zachód od Pulongi, zapaliło się kontrolne światełko odbiornika ELF. Rutynowe wiadomości z Griemichy nadawano zgodnie z planem co dwie godziny, ale po raz pierwszy dwie litery przekazane za pomocą fal o skrajnie niskiej częstotliwości poleciły Malakowowi wynurzyć okręt do głębokości odbioru na zakresie VLF. Od wypłynięcia "Związku Radzieckiego" z Siewierodwinska minęło zaledwie dwadzieścia godzin, Malakowa dzieliły jednak od przeszłości całe lata świetlne. Gdzieś tam pomiędzy światłami Archangielska, a mroczną głębiną ukrytą trzydzieści metrów pod pokrywą lodową dokonał się w nim przełom. Doznał uczucia całkowitego wyzwolenia, zerwania więzów ze wszystkim, co było dla niego kiedyś ważne, a jego świadomość osiągnęła stan doświadczany jedynie przez wyrzutków społecznych i rewolucjonistów. Oczekiwanie na dnie zatoki Kandałaksza z bronią atomową gotową do użycia, skłoniło Malakowa do coraz głębszych autorefleksji. Mając wiele czasu na zastanawianie się, doszedł do wniosku, że został wybrany do niezwykłego zadania. Miał nadzieję, że rząd odrzuci ultimatum jego teścia. Jeśli otrzyma od niego rozkaz wystrzelenia rakiety, będzie miał okazję dokonania czegoś takiego, czego nikt od dawna nie ośmielił się uczynić. Liczyło się jedynie działanie, a nie motywy czy skutki