... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Wszyscy ludzie, których znam, śmieją się z tego, co Panu powiedział Wierzbicki, i myślę, że wszyscy ludzie w Polsce, którzy dowiedzieli się o tej aferze, myślą tak samo — że to komiczny idiotyzm. Wiem, do "Najwyższego Czasu" i na mój adres domowy przyszła fura listów od ludzi, którzy są ze mną. Mam teraz okazję podziękować im i jednocześnie przeprosić, że nie odpisuję na listy, lecz gdybym odpisywał, to musiałbym zapomnieć nie tylko o pracy, ale i o kładzeniu się do snu, i też bym się nie wyrobił, za dużo jest tych listów. Wszystkim nadawcom dziękuję z całego serca. A propos listów. Mija dwadzieścia lat od Pańskiego debiutu, w tym czasie listów od czytelników i wielbicieli musiał Pan otrzymać tony. Czy przechowuje Pan wszystkie? Nawet gdybym wyrzucił meble z domu, nie byłoby to możliwe. Przechowuję tylko najciekawsze, a i te nie mieszczą się już w pudle po telewizorze, moje dzieci pewnie to spalą, gdy pójdę do piachu. Czy mógłby Pan powiedzieć, który list był najciekawszy? 208 Wiele było bardzo ciekawych. To może — który Pana najbardziej wzruszył lub najbardziej Panem wstrząsnął. Najbardziej wzruszył mnie list, w którym przysłano mi zdjęcie dworku i kopię petycji do jakichś tam władz, że naród powinien mi ten dworek ofiarować w hołdzie, tak jak Oblęgorek Sienkiewiczowi. Serio? Serio otrzymałem taki list i takie zdjęcie, ale zażartowałem, że to był list najbardziej wzruszający. Był komiczny, chociaż nie lajbardziej komiczny, były komiczniejsze. A ten serio najbardziej wzruszający? Było kilka takich. Zwłaszcza dwa. Jeden od kobiety, drugi od mężczyzny. W latach osiemdziesiątych dostałem list z więzienia, od pana Eugeniusza Wójcika, człowieka niewinnie wsadzonego i później zrehabilitowanego przez Sąd Najwyższy. Do listu był załączony mój portret z papieżem, kolorowy, wykonany przez więźniów w celi, na kawałku lnianego płótna, przy pomocy długopisów i flamastrów. Była to kopia mojego zdjęcia z papieżem wydrukowanego w "Wyspach bezludnych". Żeby zrobić ten portret, więźniowie urwali kawałek pościelowego płótna, za co ich ukarano, ale podczas "kipiszu" nie znaleziono tego obrazka, który później został przemycony za więzienne mury. Czy można to zobaczyć? Można. A opublikować? Po co? Po to, żeby książka lepiej się sprzedawała, czyli żeby wydawca mógł lepiej zarobić. 210 Dobrze, ale utnie Pan ten podpis, a właściwie tę dedykację i wróżbę, którą więźniowie wykaligrafowali u dołu, bo to jest zbyt pochlebne i zbyt egzaltowane, i ja sobie aż do takiej wielkości prawa nie roszczę. A ten list od kobiety? Dostałem go kilka lat temu, z Kościana, od kobiety, która umierała na raka w wieku trzydziestu jeden lat. Miała już tylko dni życia przed sobą i drukowanymi literami nakreśliła kilka zdań, pisząc, jak bardzo moje książki pomogły jej żyć, i że chce mi podziękować przed śmiercią. Ten list czekał na mnie trochę, bo kiedy przyszedł do Warszawy, na adres jednego z wydawnictw, byłem akurat w Afryce, a gdy wróciłem, tonął w całym stosie korespondencji. Przeczytałem go mokrymi oczami, klnąc samego siebie, że nie jestem wart tych słów. Więc i tacy twardziele jak Łysiak płaczą? Tak. Płakałem kilka razy w życiu. Czy możemy opublikować list od tej umierającej kobiety? Nie. Może go Pan tylko zobaczyć, jako dowód, że nie zmyślam. I może Pan już wyłączyć magnetofon, rozepchnął Pan objętość książki w sam raz, a ja zaczynam już gadać o rzeczach, o których nie powinienem mówić, więc trzeba przerwać ten słowotok