... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

nę o- [ie lie :źć ZŁOTE RUNO Gdy Jazon, syn zdetronizowanego króla Jolkos, był małym chłopcem, wysłano go z domu i oddano pod opiekę najdziwniejszego chyba nauczyciela, o jakimście słyszeli. Ta uczona osobistość była człowiekiem czy też czworonogiem, jedną z tych istot, które nazywają centaurami. Mieszkał on w jaskini, a miał ciało i nogi białego konia, ramiona zaś i głowę człowieka. Nazywał się Chiron i mimo swego niezwykłego wyglądu był znakomitym pedagogiem; miał kilku uczniów, którymi mógł się poszczycić, bo stali się sławni w całym świecie. Był wśród nich słynny Herkules, był Achilles, Filoktet, a także Eskulap, który zdobył wielką sławę jako lekarz. Zacny Chiron uczył swoich wychowanków grać na harfie, leczyć choroby, posługiwać się mieczem i tarczą, a także różnych innych przedmiotów, które studiowali chłopcy w owych czasach zamiast pisania i rachunków. — 208 — Wydaje mi się niekiedy, że mistrz Chiron nie różnił się tak naprawdę od innych ludzi, lecz po prostu będąc z natury dobrym i wesołym człowiekiem, miał zwyczaj udawać konia, łazić po klasie na czworakach i wozić chłopców na plecach. Kiedy uczniowie dorośli, zestarzeli się i huśtali na kolanie swoje wnuki, opowiadali im o zabawach z czasów szkolnych; a malcy wyobrażali sobie, że ich dziadkowie uczyli się abecadła u centaura — pół człowieka, pół konia. Małe dzieci, które niedokładnie rozumieją, co się do nich mówi, często wbijają sobie do głowy takie niedorzeczne historie. Tak czy inaczej, twierdzono z całym przekonaniem (i zawsze tak się będzie twierdzić, aż do końca świata), że Chiron, mimo profesorskiej głowy, miał ciało i nogi konia. Wyobraźcie sobie tylko, jak ten poważny starszy pan wpada z tupotem do klasy na swoich czterech kopytach, być może depcze przy okazji jakiemuś maluchowi po palcach, zamiast rózgą wymachuje sprężystym ogonem i od czasu do czasu wybiega truchtem za drzwi, żeby zjeść garść trawy! Ciekaw jestem, ile mu liczył kowal za komplet żelaznych podków. Jazon zamieszkał w jaskini z tym czworonogim Chironem, kiedy był niemowlęciem zaledwie kilkumiesięcznym, i przebywał tam, aż osiągnął wzrost dorosłego mężczyzny. Stał się, jak sądzę, bardzo dobrym harfiarzem, nauczył się zręcznie władać bronią i nieźle obznajmił się z ziołami oraz innymi medykamentami; przede wszystkim jednak był znakomitym jeźdźcem, bo jeżeli chodzi o uczenie chłopców konnej jazdy, Chiron nie miał równego sobie wśród nauczycieli. W końcu, będąc już smukłym i wysportowanym młodzieńcem, Jazon postanowił szukać szczęścia w świecie, nie pytając jednak Chirona o radę i nic mu o tym nie mówiąc. Było to bardzo nierozsądne, nie ma co do tego dwóch zdań; i mam nadzieję, że nikt z was, moi mali słuchacze, nigdy nie pójdzie w ślady Jazona. Ale, trzeba wam wiedzieć, młodzieniec dowiedział się wtedy, że jest księciem krwi i że jego ojciec, król Ajzon, został pozbawiony tronu przez niejakiego Peliasa, który byłby zgładził także jego, Jazona, gdyby nie to, że ukrywał się on w jaskini Chirona. Więc Jazon, osiągnąwszy już siłę dorosłego mężczyzny, postanowił naprawić to wszystko i ukarać niegodziwego Peliasa za krzywdę, jaką wyrządził jego ukochanemu ojcu, zrzucić go z tronu i sam na nim zasiąść. Z tym zamiarem wziął po jednej włóczni do każdej ręki, zarzucił na ramiona skórę lamparcią, by się ochronić przed deszczem, i ruszył w drogę, a jego długie, złote kędziory powiewały na wietrze. Z jednej części swojego stroju był szczególnie dumny: była nią para sandałów, które należały kiedyś do jego ojca. Były ślicznie haftowane i przymocowane do stóp złotymi sznurami. — 209 — ¦ \ 111 Zresztą cały jego strój był taki, jaki się nieczęsto widuje; i kiedy szedł drogą, kobiety i dzieci biegły do drzwi i okien, zastanawiając się, dokąd też idzie ten piękny młodzieniec w lamparciej skórze i złotem wiązanych sandałach i jakich bohaterskich czynów zamierza dokonać tą włócznią w prawej ręce i drugą w lewej. Nie wiem, jak długo podróżował Jazon, nim doszedł do burzliwej rzeki, która przecięła mu drogę swym wartkim nurtem, tocząc strzępy białej piany wśród czarnych wirów, pędząc z hukiem naprzód i rycząc gniewnie w swym biegu. W suchej porze roku nie była bardzo szeroka, ale teraz wezbrała od ulewnych deszczy i śniegów topniejących na zboczach Olimpu; huczała ogłuszająco i wyglądała tak dziko i niebezpiecznie, że Jazon, choć nie zbywało mu odwagi, uznał za stosowne zatrzymać się na jej brzegu. Łożysko było usiane ostrymi, chropowatymi głazami, niektóre z nich wystawały z wody. Od czasu do czasu spłynęło z prądem i zaplątało się między skały jakieś wyrwane z korzeniami drzewo o potrzaskanych konarach, to znów fala przyniosła utopioną owcę, raz nawet martwą krowę