... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. W głębi duszy nie był zresztą pewien swej racji do końca. A jeśli tak?... Na pulpicie zapłonęła zielona lampka. W trzech okienkach kontrolnych pod nią ukazały się cyfry "O". Rost patrzył w to światełko, a na czoło wystąpiły mu krople zimnego potu. Znów upłynęło kilka sekund. Wyciągnął dłoń. Oparł ją na guziku startowym, potem cofnął pośpiesznie rękę i przebiegł palcami po przyciskach. Zielona lampka zgasła, potem za nią żółta. Reaktory przeszły w stan jałowej reakcji. Teraz szybko, bez wahania przesunął dźwignię układu awaryjnego na poprzednie miejsce. Znów szmer przebiegł poprzez ściany statku; grodzie nie blokowały już przejść... Sygnał telefonu umilkł raptownie. W kabinie zapanowała dzwoniąca w uszach cisza. Rost siedział przy pulpicie nieruchomo i patrzył na drzwi prowadzące w głąb statku. Czekał. Na co? Czyżby jeszcze się łudził? Minuty płynęły wolno. Nagle na tablicy kontrolnej zapaliło się maleńkie białe światełko i poczęło rytmicznie mrugać. Dostrzegł ten sygnał natychmiast i uczuł, chyba po raz pierwszy od wielu lat, cisnące się łzy. Nie mógł mieć już żadnych złudzeń. Wiedział, że Mia nie przyjdzie. To pracował dźwig łączący komorę wyjściową z powierzchnią planety. Zacisnął nerwowo powieki. To wszystko wydało mu się złym, koszmarnym snem. jakże by chciał przebudzić się z niego, choćby za cenę powrotu do cierpień fizycznych, które musiał znosić jeszcze niedawno, obezwładniony paraliżem. Gdy otworzył oczy, światełko sygnalizacyjne już zgasło. Był sam w opustoszałym statku międzygwiezdnym. Ale może było to tylko złudzenie? Pośpiesznie nacisnął klawisz włączający teleiluminatory. Nie! To nie było złudzenie. Na tle białego, zalanego słońcem kręgu startowego poruszała się ciemna sylwetka ludzka. Rost patrzył, jak oddalała się coraz bardziej, malejąc na ekranie. W połowie drogi między statkiem a lasem Mia zatrzymała się i odwróciła. Długą chwilę patrzyła w stronę statku, potem ruszyła w dalszą drogę, aby w kilka minut później zniknąć wśród drzew. Teraz dopiero odczuł w pełni lęk przed samotnością, spychany dotąd poza granice świadomości. Czy był dość silny, dość zdecydowany na wszystko, aby nie ugiąć się pod tym ciężarem? Tego nie był w stanie stwierdzić kategorycznie. Wraz bowiem z odejściem Mii wszystko to, co planował, straciło sens. Po cóż miał lecieć ku obcym, innym światom? Ogarnęło go zniechęcenie i obojętność. Siedział nieruchomo przed ekranem. Czyżby na coś oczekiwał? Czyżby istniały jeszcze jakieś iskierki nadziei?... Ale na płycie kosmodromu, aż po linię lasu, nikt się już nie pojawił. Tylko cienie obłoków płynęły po ziemi wolno, przesłaniając raz po raz białą taflę startową. * Rost jeszcze raz spojrzał poza siebie. Nad krzakami jałowca, porastającymi gęsto skraj lasu, widoczna była teraz tylko dziobowa część statku międzygwiezdnego. Pierwsze promienie wschodzącego słońca srebrzyły już czaszę obserwatorium, podobną z daleka do szklanego cacka na szczycie świątecznie przystrojonej choinki. Nie czuł żalu ani też niepokoju. W ciągu tej długiej, nieprzespanej nocy, zanim zdecydował się opuścić statek, zdążył pogodzić się z myślą, że poniósł klęskę. Wiedział, że nie potrafi odgrodzić się od tego dziwnego, obcego mu świata, tak jak nie potrafi zdobyć się na samotną ucieczkę przed nim. A jednak wzrok jego nieświadomie wracał raz po raz ku opustoszałej rakiecie, jakby szukając w niej oparcia, zanim przyjdzie mu przekroczyć linię graniczną. Była ona teraz tuż, tuż. Mleczne opary uległy wyraźnie zagęszczeniu, przybierając kształt ściany wzniesionej z mgieł. Wiedział, że po wkroczeniu w ich obręb, przestrzeń, a może i czas, stracą dotychczasowe wymiary. To, co odczuwał w tej chwili, nie było ani lękiem przed nowym życiem, ani też żalem za dawnym. Właściwie chciał, aby to, czego się spodziewał, było już poza nim, aby wchłonął go bez reszty i przekształcił ów świat, który zabrał mu ostatnie najbliższe istoty ludzkie. Mgła rozstąpiła się i znów ujrzał przed sobą długi, wąski korytarz, a za nim salę bez drzwi i okien, że stropem otwartym pozornie na przestwór porannego nieba. Gdy wszedł do tej sali - wraz z nim na ścianach pojawiły się barwne plamy i linie. Śledził ich ruchy i przeobrażenia początkowo dość obojętnie, potem jednak z rosnącym zainteresowaniem, a nawet przyjemnością