... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Te bowiem wojska, przeprawiwszy się z Natolii do Europy, przeszły do Gallipoli, a stąd do Adrianopola, zbierając zaś lud zbrojny po drodze, zgromadziły ogromne siły, które ku Nikopoli krok w krok postępowały za królem i tegoż samego dnia wieczorem stanęły na pięć tysięcy kroków od królewskiego obozu. Rano zaś, we wtorek, w przeddzień św. Marcina, w godzinę po wschodzie słońca, rozległ się krzyk między wojskiem, że Turcy idą i prawie są tuż nad obozem. Chwytają za oręż rycerze chciwi boju, napełniają głosami niebo i morze, a podniósłszy namioty i ruszywszy wozy wychodzą przeciw Turkom, bez zatoczenia w zwykły sposób taborów, którymi gdyby wojsko dokoła się było osłoniło, bezpieczniej spoza pierwszego, drugiego i trzeciego rzędu wozów jakby z zamurza mogłoby było walczyć. Ale nie chciał król obstawiać się taborami, ażeby ci, którzy mieli zwyczaj w nich się ukrywać, stali z drugimi w otwartym szyku i zwiększali poczet rycerstwa. Nie wziął także z sobą (nie wiedzieć jakim nieszczęściem) żadnych dział wielkich, którymi można by było trwożyć i razić wojsko nieprzyjacielskie. Niemałą wreszcie stała się przeszkodą do poczynienia stosowanych rozporządzeń słabość królewska; dokuczał bowiem królowi wrzód, który mu się był zrobił na lewej nodze. Za czym Janusz Huniad,96 wojewoda i dowódca wojsk, sam urządzał hufce, które w ten sposób ustawił: na dolinie obszernej, od jeziora aż do gór z stepem graniczących, stanęły szyki na kształt łuku w odległości około tysiąca kroków od siebie; na lewym skrzydle u jeziora postawił wojewoda pięć chorągwi rycerstwa, już to z własnego ludu, już z panów węgierskich złożonego; król ze swoimi chorągwiami i wyborem Polaków i Węgrów zajął środek między wojskami, kędy świetną odznaczał się postawą i okazałością, niczego bardziej nie pragnąc, jak spotkać się co prędzej z nieprzyjacielem, w spodziewaniu, że ci, którzy wśród dziedzin i grodów tureckich przez dni czterdzieści siedem pod jego sprawą walczyli i razem z nim narażali się na tysiące niebezpieczeństw, z podobnąż odwagą walczyć i teraz będą i towarzyszyć mu aż do upadłego. Ale inaczej stało się, niżeli król sobie zakładał. Gdy bowiem poza chorągwiami króla po prawej stronie stały hufce Wołochów, w dalszym porządku na prawym skrzydle wystąpiła chorągiew czarna węgierska, potem chorągiew Szymona z Rozgonu, biskupa z Agrii, a za nią poczet rycerzy Matiasza z Tolocz, bana Sławonii, pod dowództwem brata jego, bana Franka, dalej chorągiew kościelna pod wodzą Juliana legata,97 a na końcu samym prawego skrzydła, ku stepowi, chorągiew św. Władysława pod Janem Arbi, biskupem waradyńskim, [wojska rozciągnięte] na dwa tysiące kroków. W takim porządku ruszyło wojsko przeciw Turkom, a za rycerstwem i chorągwiami królewskimi postępowały tabory obozowe. Przez trzy godziny czekano nadejścia nieprzyjaciela. Lubo zaś powietrze było dotychczas jak najpogodniejsze i morze uspokojone, z nagła taki wicher i tak gwałtowna od zachodu powstała burza, że wszystkie prawie chorągwie królewskie, wyjąwszy proporzec św. Jerzego, który był pod strażą samego króla, podarła się i aż po drzewce połamała. A tak nie tylko, rzekłbyś, niebo, ale same nawet żywioły barbarzyńcom pomagały do zwycięstwa. [...] ODWAGA I DZIELNOŚĆ KRÓLA WŁADYSŁAWA W BITWIE WARNEŃSKIEJ [1444] Skoro zaś Władysław król spostrzegł, że na prawym skrzydle pierzchać poczęli Węgrzy, a po licznych zgrajach Turków coraz liczniejszy gmin następował, jak dzielny wódz i drugi Cezar, uderzył na nieprzyjaciół w to właśnie miejsce, skąd największe groziło niebezpieczeństwo i ścieląc wszystkich, gdzie którego napotkał, to włócznią, to mieczem, część ich trupem położył, część zmusił do ucieczki. Za przykładem króla ruszył odważnie Jan wojewoda, wódz wyprawy, który gdy się połączył z wojskami i chorągwiami królewskimi, król niezrównanej odwagi natarł tym dzielniej na Turków, i ścigając ich cztery tysiące kroków, taką między nimi rzeź sprawił i tak wielką zadał im klęskę, że kto o tych sprawach słyszał, wiary im dawać nie chciał; a wyjść nie mogli z zadumienia ci, którzy na nie własnymi oczyma patrzali, dziwiąc się, jak w jednym człowieku mogło być tyle siły i męstwa. Wróciwszy potem w to miejsce, z którego był wyruszył, w celu odparcia reszty nieprzyjaciół, gdy spostrzegł, że na chorągiew św