... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Od pewnego czasu, palma stała się przedmiotem dekoracyjnym, jak wycinanki, nalepianki z kwiatów, drewniane świątki itp. W Niedzielę Palmową katolicy święcą palmy w kościele na pamiątkę triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jeruzalem, kiedy to usłano mu drogę palmami. A potem przynoszą te palmy do domu, wkładając w dzbanek i cieczą nimi oczy jako sezonową ozdobą mieszkania, mającą charakter religijnego symbolu. Piękne, bardzo durze palmy robią twórcy ludowi na Kurpiach i w okolicy Tarnowa oplatając kwiatami i wstęgami potężne kije. Za uderzenie taką palmą, choćby z najlepszymi życzeniami - serdecznie dziękuję. ------------------------- Puchery Ten dziwny wyraz pochodzi od łacińskiego "pueri" (chłopcy) i stanowi nazwę imprezy obrzędowo-zabawowej, znanej w Polsce już w Xvi wieku lub wcześniej, a praktykowanej jeszcze dzisiaj w okolicach Krakowa. Początkowo Puchery, organizowane przez żaczków szkół parafialnych, miał tylko jeden cel, zbożny: urozmaicić liturgię uroczystego nabożeństwa w Palmową Niedzielę, zwaną też Kwietną Niedzielą. Chłopcy ubrani "ochędożnie", czyli czysto a skromnie, ustawieni w dwa długie szeregi od wielkiego ołtarza aż po główne wejście do kościoła, z bukietami do boku przypiętymi, trzymając w ręku palmy przewiązane fontaziem, to jest węzłem ze wstążek, wygłaszali po kolei "oracye wierszem złożone" na temat wjazdu Chrystusa do Jeruzalem. A czynili to dla przypomnienia wiernym owych dziatek jerozolimskich, które zachodziły drogę Zbawicielowi rzucając mu pod nogi różdżki oliwne i śpiewając "Hosanna Synowi Dawidowemu". Deklamacje pucherowe odbywały się zawsze pod koniec nabożeństwa. W 1591»roku wyszła w Krakowie książka Stanisława Skoreckiego zawierająca zbiór oracyj dla pachląt szkolnych, z przeznaczeniem na puchery. Ale chłopcy nie byliby chłopcami, gdyby nie próbowali urozmaicić tej kościelnej ceremonii odrobiną świeckiego humoru. Zaczęli więc po wygłoszeniu wierszy pobożnych i po skończonym nabożeństwie deklamować rymowane utwory własnego wyrobu - o dokuczliwościach Wielkiego Postu, o uprzykrzonym śledziu, o tęsknym wyczekiwaniu na wielkanocne smakołyki z tłustą kiełbasą, długą na pół mili. Wprawdzie Sebastian Petrycy z Pilzna (ok. 1554 - 1626), lekarz, filozof, profesor Akademii Krakowskiej, bardzo kosym okiem patrzył na te samowole chłopców i ostrzegał, że "kto żakiem w szkole nieposłusznym, potem w Rzeczypospolitej mieszczaninem zuchwałym", ale nie bardzo słuchano uczonego zrzędy. Puchery o charakterze rozrywkowym zdobyły sobie od razu gorących zwolenników. Nie tylko biernych, czyli widownię, lecz i czynnych, twórczych, posiadających pewne talenty aktorskie i literackie. Ceremonia kościelna przekształciła się w widowisko teatralne. Jak wyglądały puchery w wieku Xviii dowiemy się z zapisków proboszcza z Rzeczycy, księdza Jędrzeja Kitowicza (1727-1804), bacznego obserwatora i trochę prześmiewcę obyczajów za Augusta Iii i Stanisława Augusta. "Gdy dzieci skończyły swoje perory, wysuwali się z tyłu na czoło doroślejszy chłopakowie, a czasem i słuszni chłopi, ubrani po dziwacku za pastuchów, za pielgrzymów, za olejkarzy, za żołnierzów, przyprawując sobie brody z konopi albo z jakiej skóry sierścią okrytej, kożuchy futrem do góry wywróciwszy. Ci zaś, co żołnierzów udawali, na głowie mając infuły z papieru wyklejone, obuch drewniany, usmolony w ręku, z kart greckich (karty do grania - MZ) zrobione flintpasy (pasy do flint - MZ) i ładownice i szablę przy boku drewnianą; którzy nie mieli wąsów i brodów, robili sobie z sadzy z tłustością zmieszanych pręgę (...) wzdłuż brody i dwie pod nosem w górę zakrzywione na kształt wąsów. Każdy z tych oratorów prawił perorę do postaci - jaką wziął na siebie - przystosowaną, z samych śmiesznych wyrażeń ułożoną". Jak to często bywa z ceremoniami szczególnie działającymi na wyobraźnię, puchery też wyszły z kościoła w szeroki świat, aby tu, sparodiowane, rozpocząć nowy żywot. "Po odbytych w kościele perorach rozbiegali się (...) po domach, po szynkowniach i nawet po pałacach, gdzie tylko wcisnąć się mogli (...), wszędzie głosem natężonym i bijąc co trzecie słowo obuchem w ziemię" deklamowali najrozmaitsze rymowanki. Na przykład: A wo ja wyrwikołek,@ Byłem za woźnicę,@ Miałem ojca wisielaka,@ Matkę czarownicę. Kupiłem se, kupił,@ Konia za dwa grosa,@ Jakiego łebskiego,@ Z kija brzozowego,@ Siodełko do tego,@ Z wiechcia grochowego,@ Uzdeczkę do tego,@ Z łyka wierzbowego. Wlazłem na górę,@ Gwizdnąłem na kurę,@ Kury do dziury,@ Zjechałem z góry,@ Wyjadę na sosnę,@ Pacierz mówić pocnę,@ Przyleciała sowa,@ Zmyliła mi cztery słowa,@ A ja za sowicą,@ Z żelazną palicą... Nie wszystkie wierszydła były przyzwoite. Niekiedy żaczek okazywał się przedwcześnie dojrzały i wygłaszał dowcipy, jakich by się nikt po nim nie spodziewał. Pucherzy udawali także pielgrzymów powracających z ziemi świętej. Ci w odwiedzanych domach bawili gospodarzy "laską pielgrzymską wytrząsając (...) na dowód peregrynacyi swojej różne osobliwości z to by wyjmując i pokazując: zęby końskie, kołtuny, czapczyska, boty zdarte, ogony bydlęce i inne tym podobne rupiecie z śmieci wywleczone"