... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Nie była to różnica jedyna. Galba, spadkobierca Nerona, będąc starcem tak samo jak Nerwa, był jednak wytrawnym żołnierzem i wodzem wojska -Nerwa żadnej kariery wojskowej za sobą nie miał, był tylko senatorem, a z zawodu prawnikiem. Tamten był naturą szorstką i gwałtowną, i właśnie ta jego gwałtowność stała się przyczyną jego zguby - Nerwa miał charakter łagodny, był to, jak go nazywa Pliniusz Młodszy, mitissimus senex?. Co prawda ta jego łagodność też omal nie doprowadziła go do zguby. Śmierć tyrana sprowadziła istny wybuch tłumionej nienawiści ze strony senatu przeciwko swemu długoletniemu ciemiężycielowi: w wyniku namiętnych mów, w których mu nie szczędzono najbardziej obelżywych napaści, skazano go na tzw. damnatio memoriae??, uchwalając, by jego imię zostało wykreślone ze wszystkich publicznych napisów — długi szereg takich kamieni z odpowiednimi lukami zachował się do naszych dni. Rozumiemy, że w tych warunkach delatorzy poczuli się bardzo nieswojo, tym bardziej że wygnani przez Domicjana ludzie uczciwi i zasłużeni otrzymali prawo powrotu. Natomiast w stosunku do tych, którzy otrzymali odeń różnego rodzaju nagrody, przejawiła się wrodzona dobrotliwość nowego cesarza: nic nikomu nie odebrał. Tym umiarkowaniem wielu zbił z tropu - jak mieli się ustosunkować do pamięci poprzednika? 230 W szczególnie kłopotliwym położeniu znalazł się wymieniony wyżej poeta Marcjalis. Był on niby przybocznym wieszczem zabitego władcy, ale zarazem najzdolniejszym poetą ówczesnego Rzymu: oczekiwano od niego, że się tak lub inaczej wypowie o tak dotkliwej dla niego zmianie. Uczynił to w formie następującego dwuwiersza: Rodzie Flawiuszów, o, ileż ci trzeci twój dziedzic odebrał! Chyba starczyłoby nam, żeby nie było tych dwóch!1 Co to ma znaczyć? — Przyjacielowi Domicjana autor mógł odpowiedzieć: to znaczy, że Domicjan był takim doskonałym władcą, że w porównaniu z nim obaj jego poprzednicy stracili wszelką wartość. Wrogowi natomiast tłumaczył: był on tak nikczemny, że zniweczył zasługi wobec Rzymu obu swych poprzedników. W każdym razie Marcjalis wyszedł obronną ręką z niebezpieczeństwa i mógł w dalszym ciągu i z czystym sumieniem sławić Nerwę, jak przedtem Domicjana. Gwardia pretoriańska zachowała się biernie po zamordowaniu swego cesarza, pomimo że była przezeń bardzo szanowana: nie dziw, gdyż obaj jej prefekci, Petroniusz i Norbanus, sami należeli do spiskowców. Oto jednak wypadło Nerwie wyznaczyć nowego prefekta na miejsce Norbanusa — prawdopodobnie wskutek jego śmierci; jako człowiek miękki i pojednawczy, mianował prefektem Kasperiusza Eliana, piastującego ten urząd już przedtem, za Domicjana. Ta łagodność jednak wydała się jego zwolennikom przesadzoną i wywołała ich niezadowolenie. Jednym z protestujących był Juniusz Maurykus, człowiek szczery i szlachetny, niegdyś wygnany przez Domicjana i przywrócony przez Nerwę. Raz, podczas wspólnej uczty, była mowa o niejakim Messalinusie, jednym z głównych delatorów za Domicjana, zmarłym jeszcze za jego rządów. Co by on robił teraz, gdyby żył? — zapytał żartobliwie cesarz. Ucztowałby z nami — palnął Maurykus. Było to dla Nerwy dotkliwym ostrzeżeniem — i niestety spóźnionym. Nowy prefekt wcale nie poczuwał się do obowiązku wdzięczności wobec wspaniałomyślnego cesarza; przeciwnie, burzył pretorianów przeciw niemu i dopiął swego celu. Doszło do tego, że na ich czele obiegł Nerwę w jego pałacu, domagając się, by wydał pretorianom zabójców Domicjana, szczególnie drugiego prefekta, Petroniusza. Nerwa zrazu odmówił; ale postawa gwardii była tak groźna, że musiał się zgodzić. Wydani przez niego spiskowcy natychmiast zostali rozszarpani przez rozbestwionych żołnierzy. Tu Nerwa zrozumiał, że jego starczy, pokojowy autorytet nie opanuje państwa z jego wojskami. Postąpił tak, jak przed laty w jego położeniu postąpił Galba, ale z lepszym sukcesem: sam będąc bezdzietnym, adoptował człowieka w pełni sił, dzielnego i jednocześnie bezgranicznie sobie oddanego wodza. Był nim namiestnik Górnej Germanii, Hiszpan z pochodzenia, Marek Ulpiusz Trajan. 231 Ta adopcja była głównym i wysoce zbawiennym czynem Nerwy za jego krótkich — bo niespełna półtorarocznych — rządów; przez nią zapoczątkował epokę chwały cesarstwa rzymskiego. Ponieważ bowiem i Trajan, i jego następcy poszli za przykładem Nerwy, adoptując z kolei najlepszego obywatela rzymskiego i wyznaczając go przez to na następcę tronu, cesarstwo otrzymało na koniec to, czego nie miało za Juliuszów i Klaudiuszów i co na krótko tylko osiągnął założyciel dynastii Flawiuszów - dziedziczność. Co prawda była to dziedziczność oparta na adopcji, nie na więzach krwi, ale doświadczenie pokazało, że ta zasada, zasada obierania najlepszego obywatela, była dla państwa rzymskiego najzbawienniejsza. Jego epoka chwały trwała bowiem przez całe drugie stulecie: po Nerwie — Trajan, po nim — Hadrian, — po nim Antonin Pobożny, na koniec — Marek Aureliusz Antonin. Ten ostatni, skądinąd najlepszy w całym tym sławnym szeregu, sprzeniewierzył się jednak zasadzie dziedziczności adopcyjnej, wyznaczając na następcę tronu swego syna rodzonego, Antonina Kommodusa — i ten za swych krótkich rządów, jako nowy Neron czy Domicjan, zniszczył prawie doszczętnie stworzoną cnotami swych poprzedników legendę antoninowską, najmocniejszą ostoję władzy cesarskiej, i pogrążył państwo w zamęcie zamieszek dynastycznych i wojen domowych, z których już nie wybrnęło nigdy