... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Mam dosyć! Zagarnęła krynolinę w dłonie, zadarła spódnicę do kolan i pomaszerowała przez trawnik do kurnika. Nigdy, absolutnie nigdy nie potraktowano jej tak okropnie. Już ona pokaże Mirandzie Gwynwyck, choćby to była ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Jak tylko wróci do Anglii, wyjdzie za Nicholasa! Wpadła do pokoju, pobladła ze złości, a widok nieposłanego łóżka bynajmniej nie poprawił jej humoru. Porwała ze stolika paskudną zieloną lampę i cisnęła przez cały pokój, aż roztrzaskała się na ścianie. To nic nie pomogło; nadal czuła się, jakby uderzono ją w żołądek. Dźwignęła walizkę na łóżko i byle jak wrzuciła do niej kilka ubrań, które wypakowała poprzedniego dnia, zamknęła wieko i usiadła na nim, żeby się domknęło. W końcu udało jej się zapiąć walizkę, ale w trakcie szamotaniny misternie upięte loki rozsypały się na ramiona, a jej dekolt pokrył się potem. Dopiero wtedy dotarło do niej, że nadal ma na sobie obrzydliwą różową suknię. Chciało jej się płakać ze złości, gdy znowu otwierała walizkę. To wszystko przez Nicky'ego! Już ona mu pokaże! Każe się zabrać na Costa del Sol i całymi dniami będzie się tylko wylegiwała na plaży i utrudniała mu życie! Usiłowała rozpiąć haftki z tyłu, ale zostały wszyte w dwóch rzędach, zresztą Sally zasznurowała ją tak ciasno, że nie mogła sobie poradzić. Kręciła się i mocowała, klnąc przy tym paskudnie -na darmo. Pogodziła się już z myślą, że musi poprosić kogoś o pomoc, i wtedy przypomniała sobie minę Lwa Ste-inera, gdy oblała suknię majonezem. Ciekawe, jak będzie wyglądał, gdy jego drogocenny kostium zniknie za horyzontem, pomyślała. W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc, musiała więc sama taszczyć walizę w jednej ręce, a kuferek z kosmetykami w drugiej. Pomaszerowała na parking, gdzie powiedziano jej, że nikt nie może pojechać do Gulfport. - Przykro mi, panno Day, mówili, ale dzisiaj wszystkie samochody będą potrzebne - mruknął jeden z mężczyzn. Unikał jej wzroku. Nie uwierzyła w ani jedno słowo. To sprawka Lwa Steinera, jego ostatnia żałosna zagrywka! Inny mężczyzna okazał się bardziej pomocny. - Tu niedaleko jest stacja benzynowa. - Kiwnął głową w stronę drogi. - Może pani stamtąd zadzwonić, żeby ktoś przyjechał. Przerażała ją myśl o wędrówce podjazdem, a co dopiero wzdłuż szosy, do stacji benzynowej. Doszła do wniosku, że jednak musi schować dumę do kieszeni, wrócić do kurnika i się przebrać, kiedy Lew Steiner wyszedł z przyczepy i uśmiechnął się tryumfalnie. Posłała mu wyniosłe spojrzenie, podniosła walizki i pomaszerowała w stronę podjazdu. - Ej, stop! - Steiner gonił ją biegiem. - Ani kroku dalej w mojej sukni! Odwróciła się energicznie. - Dotknij mnie, a oskarżą cię o napaść! - A ja ciebie o kradzież! To moja suknia! - Na pewno byłoby ci w niej do twarzy. - Celowo walnęła go w piszczel kuferkiem z kosmetykami. Jęknął z bólu. Uśmiechnęła się pod nosem; szkoda, że nie uderzyła go mocniej. - Miało upłynąć bardzo dużo czasu, zanim znowu nadarzy się jej okazja do tryumfowania. - Przegapiłeś zjazd - marudził Skeet na tylnym siedzeniu buicka rivie-ry. — Mówiłem, droga dziewięćdziesiąt osiem, potem pięćdziesiąt pięć, z pięćdziesiątki piątki na dwunastkę i prosto do Baton Rouge. - Mówiłeś mi godzinę temu, a potem zasnąłeś, nie mądrzyj się więc — burknął Dallie. Założył nową czapeczkę bejsbolową, granatową z amerykańską flagą na przedzie, ale nie stanowiła wystarczającej ochrony przed popołudniowym słońcem, wyjął więc jeszcze ze schowka okulary słoneczne i je założył. Po obu stronach szosy ciągnęły się iglaste zarośla. Czasami wśród nich widniały wraki samochodów. Powoli robił się głodny. - Czasami nie ma z ciebie żadnego pożytku - mruknął. - Masz gumę owocową? - zapytał Skeet. Nagle uwagę Dalliego zwróciła barwna plama z przodu, różowy obłok maszerujący poboczem. W miarę jak się zbliżali, obłok nabierał ostrości. Ściągnął okulary. - Nie wierzę własnym oczom. Popatrz tylko! Skeet pochylił się, oparł o siedzenie pasażera i osłonił oczy dłonią. - A niech mnie! - zachichotał. Francesca zmuszała się, by iść dalej, krok za krokiem, i walczyła o każdy oddech w ciasnym gorsecie