... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Jeśli ktoś się potknął i przewrócił, zadeptano go, a na rogach ulic, gdzie zetknęły się dwie fale ludzkie, płynące w przeciwnych kierunkach, tysiące zginęły w tłumie zaduszone. Żołnierze nie wyciągnęli nawet mieczy, a dwadzieścia tysięcy Żydów zginęło podczas tej paniki. Ogół był tak bardzo wstrząśnięty katastrofą, że zaniechano obchodzenia ostatniego dnia świąt. Kiedy już tłum rozproszył się po domach, garść Galilejczyków napadła na jednego z mych rządców, który podróżował z Aleksandrii do Akry, żeby podjąć tam należne mi pieniądze, a po drodze załatwił jakiś swój własny interes. Galilejczycy zrabowali mu szkatułkę zawierającą bardzo kosztowne klejnoty. Kiedy wieść o tym doszła do uszu Kumana, zastosował represje wobec wioski leżącej nabliżej miejsca, gdzie popełniono rabunek (na pograniczu Samarii i Judei). Pominął przy tym fakt, że napastnicy, jak wskazywał ich akcent, byli Galilejczykami i tylko chwilowo bawili w tej okolicy. Wysłał żołnierzy z poleceniem splądrowania wioski i zaaresztowania znaczniejszych mieszkańców. Rozkaz wykonano, a jeden z żołnierzy w czasie rabunku znalazł pergamin, na którym były wypisane przykazania Mojżesza. Zaczął nim wymachiwać nad głową, a potem parodiował odczytywanie świętego tekstu, pozwalając sobie na jakieś nieprzyzwoite dowcipy. Żydzi na widok tego świętokradztwa podnieśli okrzyk zgrozy i rzucili się, aby wydrzeć bluźniercy pergamin. Żołnierz umknął im ze śmiechem, a uciekając darł pergamin w strzępki i rzucał je za siebie. Wzburzenie z tego powodu było tak wielkie, że kiedy Kuman dowiedział się o wypadku, musiał skazać żołnierza na śmierć, aby dać innym odstraszający przykład i równocześnie udowodnić Żydom swoje dobre względem nich chęci. W miesiąc czy dwa później, kiedy na jakieś święto Galilejczycy znowu wybrali się do Jerozolimy, mieszkańcy owej samarytańskiej wioski nie chcieli ich przepuścić. Pamiętali dobrze, jakie nieszczęście spadło na nich ostatnim razem. Galilejczycy nie dawali jednak za wygraną i doszło do bójki, w której padło sporo zabitych. Reszta przybyła do Kumana domagając się zadośćuczynienia. Kuman odmówił, twierdząc, że Samarytanie mieli zupełne prawo nie puścić ich przez wieś. Dlaczego nie chcieli obejść polami? Galilejczycy wpadli wtedy na szalony pomysł i zwrócili się do pewnego słynnego herszta rozbójników. Z jego pomocą złupiwszy wioskę wzięli odwet na Samarytanach. Kuman uzbroił Samarytan i na czele czterech batalionów stacjonowanych w Samarii ruszył na galilejskich partyzantów. Wielką ich liczbę zabił i wziął do niewoli. Później delegacja Samarytan przybyła do namiestnika Syrii i domagała się od niego wymiaru sprawiedliwości: inna bowiem banda Galilejczyków podpaliła ich wioski. Namiestnik wyruszył tedy do Samarii, postanawiając raz na zawsze położyć kres tym zamieszkom. Pojmanych Galilejczyków kazał ukrzyżować, a następnie starannie zaczął dochodzić, w czym leży źródło niepokojów. Stwierdził, że Galilejczycy mieli prawo do przemarszu przez Samarię i Kuman powinien był raczej ukarać Samarytan za wzniecanie zamieszek niż udzielać im pomocy; że jego represje w stosunku do judejskich i samarytańskich wiosek za rabunek popełniony przez Galilejczyków były nieusprawiedliwione; dalej, że żołnierz, który obnażając się nieprzystojnie podczas świąt Paschy dał początek niepokojom, był zachęcany przez dowódcę batalionu. Oficer ów śmiał się głośno i twierdził, że jeśli Żydom widok nie przypada do gustu, nikt ich nie zmusza do przypatrywania się. Dokładne zbadanie zeznań wykazało również, że wioski podpalili Samarytanie, a odszkodowanie, którego żądali, kilkakrotnie przewyższało istotną wartość zniszczonego dobytku. Zanim wybuchł pożar, wszystkie cenniejsze przedmioty usunięto z domów. Na tej podstawie namiestnik wysłał do mnie, do Rzymu, Kumana, dowódcę batalionu, wnoszących skargę Samarytan i pewną liczbę Żydów jako świadków. Poddałem ich wszystkich badaniu. Zeznania wprawdzie były sprzeczne, ale ostatecznie doszedłem do tego samego przekonania co namiestnik. Kumana wygnałem nad Morze Czarne; skarżących się Samarytan kazałem stracić jako łgarzy i podpalaczy; a wesołego oficera odstawić z powrotem do Jerozolimy. Tam dla odprawienia publicznej pokuty oprowadzano go po ulicach miasta, a wreszcie stracono na miejscu popełnionej zbrodni. Zbrodnię bowiem, moim zdaniem, popełnia oficer, który, mając za zadanie pilnować porządku w czasie uroczystości, rozmyślnie obraża uczucia wiernych i sprowadza śmierć dwudziestu tysięcy niewinnych ludzi. Po usunięciu Kumana przypomniałem sobie radę Heroda i na stanowisko namiestnika wysłałem Feliksa, który dotychczas - działo się to przed trzema laty - pełni swój urząd. Sytuację miał dość ciężką, gdyż w całym kraju panowały zamieszki i roiło się od bandytów. Feliks ożenił się z najmłodszą córką Heroda, która opuściła swego poprzedniego męża, króla Homsu. Druga z córek wyszła za mąż za syna Helcjasza. Herod Pollion nie żyje, a młodego Agryppę, który po śmierci stryja przez cztery lata rządził Chalcydą, mianowałem obecnie królem Basanu. W Aleksandrii przed trzema laty wybuchły nowe zamieszki pociągając za sobą ofiary w ludziach. Przeprowadziłem w Rzymie śledztwo i stwierdziłem, że Grecy sprowokowali Żydów przeszkadzając im znowu w obrzędach religijnych. Wobec tego ukarałem winnych. Tyle, co się tyczy Wschodu