... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Dojeżdżacze królewscy, nie spuszczając z oczu zwierza, spuścili ze smyczy całą sforę cybernardów, cyberbeci i cybernosów; te z chciwie rozwartymi paszczękami runęły ku skulonemu ogromowi, który, kiedy go dopadły, ani gęby nie rozemknął, ani ogniem nie zionął, lecz rozwarł dwoje oczu podobnych do małych strasznych słońc i w jednej chwili połowa sfory padła popiołem na ziemię. — Oho, lazerki ma w oczach! A dajcież mi to moją przeciwświetlną zbroję grzeczną, misiurkę i pancerzyk zacny! — zawołał król do świty, która natychmiast go w świetlistą superstal przyoblekła. Wysforowawszy się tedy przed innych, król ruszył na swoim cyberkoniu, który się żadnych pocisków nie obawiał. Potwór pozwolił mu się zbliżyć; król ciął, aż powietrze zawyło pod ostrzem, i odrąbana głowa zwierza potoczyła się na piasek. Zgniewał się król więcej, niż uradował, że mu tak łatwo poszło, i postanowił wziąć na męki szczególnej jakości sprawców takiego rozczarowania, choć świta hałłakowała na cześć jego triumfu łowieckiego. Lecz potwór tylko ruszył szyją i z powstałego na jej końcu pączka wychynęła druga głowa, otwarła swe oślepiające źrenice i błysk ich osunął się bezsilnie po pancerzu królewskim. No, jednak nie tacy oni do niczego, choć zginąć muszą — pomyślał król i skoczył na zwierza, spiąwszy rumaka ostrogami. Ciął powtórnie tym razem w środek grzbietu potwora, który, owszem, nawet mu się lekko do ciosu podstawił. Zaświszczało powietrze, wrzasła stal i rozpłatany na dwoje kadłub runął w drgawkach. Lecz co to? — król ściągnął lewicą wodze, a już dwa miał przed sobą, bliźniacze, mniejsze potwory, a i trzeci wśród nich, malutki, baraszkował — to była głowa, przed chwilą odcięta, która wypuściła ogonek i nóżki i też harcowała sobie po piasku. Cóż to?! Na talarki czy na myszy mam go tu siekać, a to mi polowanie!! — pomyślał król i, wielkim gniewem zdjęty, skoczył na potwory. I ciął, i kłuł sztychem, i rąbał, tasakując mieczem; namnożyło się pod razami potworów, które nagle odbiegły, rzuciły się ku sobie, mignęło i znowu jeden, wielki, brzuchem przykulony do ziemi, drżąc grzbietem sprężystym, trwał przed nim, taki sam jak wprzódy. Żadna satysfakcja — pomyślał król. — Widać ma takie samo sprzężenie zwrotne jak ten, którego mi — jak mu było? — Pumpkington sporządził. Za brak pomyślunku własnoręcznie raczyłem go potem na dziedzińcu rozszczepić... Nie ma co, trzeba z cybermaty... I kazał sobie jedną, gwintowaną poszóstnie, podtoczyć. Mierzył niekrótko, niedługo, w sam raz, za sznur pociągnął i bez grzmotu, bez dymu pocisk niewidzialny strzelił w potwora, aby go na drobne kawałki roznieść. Lecz nic się nie stało; jeśli na wylot przeszedł, to zbyt szybko, aby ktokolwiek mógł to dostrzec. Potwór przypadł jeszcze bardziej do ziemi i wysunął lewą łapę do przodu, za czym wszyscy zobaczyli jego długie, włochate palce: pokazał królowi figę! — Dawać mi większy kaliber! — zakrzyknął król, udając, że nie widzi. I toczą już, dwudziestu chłopa ładuje działo, król mierzy, celuje, pali — w tym właśnie mgnieniu potwór skoczył. Król chciał się mieczem osłonić, lecz nim to uczynił, nie było już potwora; ci, co to widzieli, powiadali później, iż mało od zmysłów nie odeszli. Lecący powietrzem rozdzielił się bowiem na troje; była owa metamorfoza błyskawicowa — zamiast szarego cielska pojawiły się trzy osoby w mundurach policyjnych, które, jeszcze lecąc, przygotowywały się już do działań służbowych. Pierwszy policjant wyjmował z kieszeni kajdanki, sterując nogami, drugi od wichru, wywołanego pędem, przytrzymywał czako z pióropuszem, a swobodną ręką wyciągał z bocznej kieszeni nakaz aresztowania, trzeci zaś do tego tylko służył, aby się tamtym dwom dogodniej wylądowało, albowiem padł plackiem pod ich stopy jako amortyzator. Zerwał się jednak zaraz i otrzepał z kurzu, a tymczasem pierwszy już nakładał królowi kajdanki, drugi zaś wytrącił mu z dłoni, zdumieniem rażonej, miecz; zakutego jęli uprowadzać w pustynię, gnając długimi susami i ciągnąc słabo opierającego się monarchę. Kilka sekund cały orszak trwał skamieniały, aż ryknął jednym głosem i puścił się w pogoń