... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Ale zupełna odmiana uczuć... nie, tego niech pani nie pragnie... bo gdy już raz ustąpi cała subtelność i romantyka młodości - jakże często jej miejsce zajmują poglądy aż nazbyt oklepane i - niebezpieczne! Mówię z własnego doświadczenia. Znałem kiedyś pewną damę, która z charakteru i temperamentu bardzo przypominała pani siostrę, głosiła te same poglądy i tak samo osądzała innych, ale wskutek odmiany... wskutek serii niefortunnych zdarzeń... 43 Tu nagle przerwał; zdawał się sądzić, że powiedział zbyt wiele, a wyraz jego twarzy skłonił Elinor do podejrzeń, które w innym wypadku być może nie przyszłyby jej do głowy. Wzmianka o damie zapewne nie zrodziłaby ich, gdyby pułkownik nie utwierdził jej w przekonaniu, że tego, co dotyczyło owej damy, nie powinien był mówić. Wystarczył teraz niewielki wysiłek wyobraźni, by powiązać poruszenie pułkownika z jego tkliwością wywołaną przez tamto wspomnienie dawnych uczuć. Elinor nie snuła dalszych domysłów, choć Mariannę, będąc na jej miejscu, nie poprzestałaby na tym. Dzięki jej wyobraźni cała ta opowieść nabrałaby żywych barw, przeradzając się w najbardziej posępną historię nieszczęśliwej miłości. ROZDZIAŁ XII W jednej z rozmów Mariannę zakomunikowała siostrze nowinę, która mimo wszystkiego, co do tej pory Elinor wiedziała o braku rozwagi i bezmyślności siostry, wywołała jej zdumienie, będąc uderzającym świadectwem obu tych cech. Otóż Mariannę z wielką radością oświadczyła, że Willoughby podarował jej konia, którego wcześniej hodował był w swej posiadłości w So-mersetshire, z myślą o tym, że będzie dosiadać go kobieta. Mariannę przyjęła prezent bez namysłu i zachwytem opowiedziała o nim siostrze, zupełnie nie przejmując się tym, że utrzymanie konia jest sprzeczne z planami matki - że gdyby miała ona zmienić inne swe decyzje przez wzgląd na taki prezent, I musiałaby kupić drugiego konia służącemu, utrzymywać innego służącego, który by go dosiadał, i wreszcie musiałaby zbudować stajnię dla obu koni. - Willoughby zamierza natychmiast posłać stajennego do hrabstwa So-merset, żeby przywiózł tego konia - dodała. - A kiedy będziemy miały konia, codziennie będziemy odbywać przejażdżki. Ty też będziesz na nim jeździć. Tylko sobie wyobraź, Elinor, jakie to musi być przyjemne galopować po jednym z tych wzgórz! Jedynie z największą niechęcią zbudziła się z tego upojnego snu, dając sobie wyperswadować wszystkie przykre konsekwencje owego pomysłu — i jeszcze przez jakiś czas wzbraniała się przed ich przyjęciem. Bo jeśli chodzi o dodatkowego służącego, wydatki z nim związane to błahostka; pewna jest, że mama na pewno nie będzie oponować; każdy koń byłby dlań jednakowo dobry; zawsze zresztą mógłby dostać konia z Park; co zaś się tyczy stajni - I zwykła szopa wystarczy w zupełności... Elinor wyraziła jednak wątpliwości, j 44 co do stosowności przyjęcia przez Mariannę takiego prezentu od mężczyzny, którego tak słabo zna i z którym znajomość trwa tak krótko. Tego już było Mariannę za wiele. - Mylisz się, Elinor - rzekła z gniewem - sądząc, że tak niewiele mi wiadomo o Willoughbym. To prawda, że nie znamy się długo, ale i tak znam go lepiej niż ktokolwiek poza tobą i mamą. Tym, co decyduje o prawdziwej zażyłości, nie jest czas i okoliczności, lecz samo usposobienie. Niektórym ludziom nawet siedem lat nie wystarczy, żeby dobrze się poznać, podczas gdy innym w zupełności wystarczy siedem dni. Bardziej nieswojo czułabym się przyjmując konia od własnego brata, niż przyjmując go od Willoughby'ego. O Johnie wiem bardzo niewiele, choć tyle lat mieszkaliśmy pod jednym dachem; ale o Willoughbym już dawno wyrobiłam sobie zdanie! Elinor pomyślała, że najrozsądniej będzie nie wracać do tej kwestii. Znała charakter siostry. W tak delikatnej sprawie mogłaby ją tylko utwierdzić we wcześniej powziętej opinii. Odwołując się jednak do uczucia, jakie Mariannę żywiła wobec matki, przedstawiając wszelkie niedogodności, jakie, folgując ich pragnieniom, matka musiałaby wziąć na siebie, gdyby (jak zapewne by się stało) przystała na powiększenie dobytku — osiągnęła tyle, że Mariannę wkrótce uległa i obiecała, że o niczym nie wspomni, by nie nakłaniać matki do tak nierozważnego aktu dobroci, Willoughby'emu zaś powie przy najbliższym spotkaniu, że zmuszona jest odmówić przyjęcia prezentu. Mariannę dotrzymała słowa i gdy tego samego dnia ich gość znowu się pojawił, Elinor dosłyszała, jak jej siostra ściszonym głosem wyraża swe rozczarowanie faktem, że musi wyrzec się podarunku