... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Prawie jednocześnie w Marka strzelił snop światła. Instynktownie nacisnął hamulec i skręcił w prawo, gotowy do zderzenia. Czarna sylwetka lśniącej limuzyny wyskoczyła z garażu i gwałtownie skręciła, przyspieszając na drodze do rezydencji. Nie zbliżyła się bardziej niż na trzysta metrów, lecz jej nagłe pojawienie się zaskoczyło go. Czy został zauważony? Lepiej przyczaić się na kilka chwil. Wyłączając światła wózka Mark zatrzymał się w ciemnościach. Słychać było jeszcze szum silnika zamykającego drzwi garażowe. Po chwili powróciła cisza. Nasłuchiwał uważnie, ale jedynym dźwiękiem było przyspieszone bicie własnego serca. Garaż, który już zlokalizował, wyglądał na dość duży, by pomieścić przynajmniej sześć samochodów. Z pewnością na piętrze są jakieś pokoje. Zdziwiły go panujące tam ciemności. Zszedł z wózka golfowego i ruszył w stronę garażu, by przyjrzeć mu się z bliska. Latarkę i dubeltówkę trzymał w ręku. Gdy podchodził do drogi, w pół kroku zatrzymał go odgłos limuzyny, wracającej z rezydencji. Schował się za pień palmy. Na tylnym siedzeniu Rolls-Royce'a zauważył pasażera. Niestety było zbyt ciemno, by lepiej przyjrzeć się i jemu, i kierowcy. 242 Patrzył, jak limuzyna pędzi drogą, oświetlana zmieniającymi się na przemian błyskami koloru zielonego i bursztynowego. Po chwili samochód zniknął za wzgórzem i znów zapadła cisza tej najciemniejszej z nocy. Podszedł cicho przez drogę, by bliżej przyjrzeć się garażowi. Latarki używał oszczędnie Ś tylko po to, by zorientować się w zarysach budowli. Naliczył trzy oddzielne bramy garażowe. Z pewnością jest gdzieś jeszcze zwykłe wejście. Ale gdzie? Najwyraźniej nie po tej stronie. Spojrzał ku końcowi budynku i nagle usłyszał jakiś dźwięk od strony rezydencji. To był odgłos kroków, ostre stukanie damskich pantofli na obcasie lub podzelowanych skórą męskich butów. Promień światła z latarki kołysał się w rytmie kroków wzdłuż drogi. Mark schował się za narożnikiem budynku i czekał. Postać przybliżała się i zatrzymała przy przeciwległym narożniku, oświetlona lekko blaskiem trzymanej w ręku latarki. Mark usłyszał dźwięk klucza wkładanego do zamka. Po chwili postać zniknęła za drzwiami. Był to bez wątpienia mężczyzna i z całą pewnością w jego sylwetce było coś znajomego. 29. Pościg Niki leżała rozciągnięta na łóżku w zupełnych ciemnościach Ś naga, bezsilna i drżąca ze strachu. Ręce i nogi zdrętwiały jej od zaciskających się na nich sznurów, a policzek pulsował jeszcze po ciosie wymierzonym przez Angela. Dźwięki dochodzące z dołu Ś trzaśniecie drzwiami i nagły ryk silnika Ś ostrzegły ją, że chwile wytchnienia rychło mogą się skończyć. Wstrzymała oddech. Samochód po minucie wrócił i znów pojechał dalej. Coraz cichszy odgłos silnika mówił, że się oddala i znowu oddaje noc świerszczom. Odjechał. Samochód, który przywiózł jej obrońcę. Tak właśnie o nim pomyślała Ś o tej nie widzianej, nie znanej osobie, której przyjazd w odpowiedniej chwili dał jej przynajmniej odrobinę wytchnienia. To musiał być ktoś ważny, ktoś, przed kim Angelo czuł respekt. Stworzyła sobie w myśli obraz tego człowieka, coś, czego mogła się chwycić. Intuicyjnie wyczuwała, że dopóki on jest tutaj, nic złego nie może jej się przydarzyć. Czy właśnie odjechał zostawiając ją na łaskę Angela? Zaczęła drżeć. Ale powiedziała sobie, że musi przestać o tym myśleć. Może Angelo odjechał razem z tym drugim człowiekiem? Może ci dwoje, którzy przynieśli jej obiad, przyjdą i teraz, by dać jej kolację, rozwiązać ją i pozwolić się ubrać? Uczepiła się tej myśli, czując dzięki niej ulgę. Wyobrażała sobie, co będzie na tacy z jedzeniem. Szklanka herbaty z lodem, jakiś sok owocowy Ś Boże, ależ była spragniona! A może będzie... Jakiś nowy dźwięk przerwał ciszę i zatrzymał tok jej myśli. Ktoś nadchodził. Wstrzymała oddech, by lepiej słyszeć. Stukanie przybliżało się. Niki zamarła Ś znała te kroki, znała właściciela butów, które wydawały tak charakterystyczny odgłos. Importowanych włoskich butów męskich o wysokich skórzanych obcasach. 244 Samolot lokalnej linii American Eagle skręcił ostro w lewo wokół góry San Jacinto i zaczął stopniowo opadać w kierunku lotniska w Palm Springs. Siedzący po lewej stronie samolotu D.W. Ovestreet miał wspaniały widok Ś na górę podświetloną z przeciwnej strony promieniami zachodzącego słońca. Na widocznych dalej chmurach mieniły się egzotycznie dwie barwy: różowa i pomarańczowa. Pojedyncze światło zabłysnęło na skalistym wzgórzu, prawie na szczycie, oznaczając prawdopodobnie górną stację słynnej kolejki linowej. Świetlnym i dźwiękowym sygnałem poinformowano pasażerów, żeby zapięli pasy. Maszyna zaczęła podchodzić do lądowania. Kabina zadrżała lekko, gdy wysunęło się podwozie. Przykry hałas i wibracja źle wpływały na detektywa, który i tak nie lubił latać samolotami. Starał się nie myśleć o lądowaniu i skoncentrował się na planie działania. Ponieważ interesujący go człowiek siedział z tyłu samolotu, a on na samym przedzie, wyjdzie z samolotu pierwszy i jak najszybciej pójdzie do wypożyczalni samochodów. Być może zdąży wziąć jakiś wóz, nim Lavendar będzie gotowy do odjazdu z lotniska. Chyba że facet zechce odebrać bagaż lub wypożyczyć auto... Jeżeli jednak ktoś na niego czeka i go zabierze... D.W. zupełnie nie orientował się w rozkładzie terminalu. Na większości małych lotnisk biuro wypożyczalni samochodów znajduje się gdzieś na drodze pasażerów wysiadających z samolotu, a skoro tak, ma szansę nie zgubić Lavendara. Oczywiście będzie musiał uważać, żeby go ten Lavendar nie zauważył. Rejs 5290 linii American Eagle zakończył się gładko i z gracją poniżej malowniczej górzystej linii horyzontu, ledwie widocznej w zapadającym zmroku. Nie minęła minuta, a maszyna dokołowała do wyjścia dla pasażerów, zwykłego wyjścia, co było korzystną cechą małych lotnisk. D.W. odczekał kilka chwil, aż w przejściu stanie kilkunastu pasażerów i zasłoni Lavendarowi pole widzenia, a potem wstał i ruszył przed siebie, chwytając po drodze swoją torbę. Nastąpiła krótka przerwa między podstawieniem schodów a otwarciem drzwi. D.W. mrugnął do stewardesy, uśmiechającej się na pożegnanie. Gdy zaczął schodzić, odwrócił twarz od okien samolotu. Szybko minął plac i skierował się ku bramie wyjściowej. Do wnętrza terminalu było niedaleko