... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Nawet o tym nie pomyślałam - wyznała nauczycielka. - Co pan z tego wnioskuje? - Chwilowo nic, panno Herald. To zwykłe stwierdzenie. - Czy podejrzewa go pan o coś? Higgins uśmiechnął się serdecznie. - Taki już niestety los inspektora Yardu, gdy prowadzi śledztwo: podejrzewać wszystkich o wszystko. - Jeśli chodzi o Geffreya Złego, na pewno pan się myli. Geffrey jest dzielnym człowiekiem, przywiązanym do swojej ziemi. Nikt mu nigdy niczego nie zarzucił. Ciężko pracuje i nie interesuje się cudzymi sprawami. - To duża zaleta - przyznał Higgins i zamknął notes. - Bardzo mi pani pomogła, panno Herald. Gdy inspektor zbierał się już do wyjścia, nauczycielka zatrzymała go w progu. - Czy zamierzają pan przesłuchać? - Niech pani się nie martwi, panno Herald. Nikt nie uniknie sprawiedliwości. * Higgins podążył w stronę kaplicy. Ponurych murów nie zdołał ożywić nawet blask porannego słońca. Drzwi były uchylone. Roger Wood na kolanach zawzięcie szorował posadzkę. Jego łysa głowa poruszała się przy tym rytmicznie. Zamaszystym ruchem wyżął szmatę nad wiadrem, po czym ponownie zabrał się do mycia. Policjant energicznie zamknął drzwi, chcąc w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Roger Wood odwrócił się. - Ach, to pan, inspektorze! Cóż pana sprowadza? Niech pan nie zamyka... Dom Pana zawsze jest otwarty dla wiernych. Czy przyszedł pan do mnie? - Chciałbym zadać panu kilka pytań, pastorze, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu. - Usiądźmy... Tam. przy południowym witrażu, będzie nam dobrze. Słońce trochę nas ogrzeje. To moje ulubione miejsce. Sprzyja modlitewnemu skupieniu. Higgins musiał przyznać, że pomimo całej swej surowości kaplica lśniła czystością. - Dzwonnik nie wyręcza pana w tych pracach? - zapytał. - Mitchell dba tylko o dzwony i o nic więcej, inspektorze. Pomaga mi trochę podczas nabożeństw, ale nie mogę niczego więcej od niego oczekiwać. Szczęśliwie jako dzwonnik jest idealny. Dobrzy dzwonnicy należą dzisiaj do rzadkości! A to dobry chłopak... Poza tym nie ma nic poniżającego w szorowaniu posadzki. Skromne gesty są przez Pana widziane milej niż efemeryczne osiągnięcia. Troska o dom Pana napawa mnie największą radością. Higgins podniósł wzrok na drewniany sufit. Nie było tam ani śladu pajęczyn. - Podczas nabożeństwa, które odprawił pan w intencji Jasona Laxtera, widziałem w kaplicy wiele obcych twarzy. - Ma pan rację - odparł pastor. - Byli również mieszkańcy sąsiednich wiosek. Pojawiają się tylko od wielkiej okazji. - Z pewnością to samobójstwo poruszyło okolicę. - Dlatego zależało mi na boskiej interwencji. Nie chciałem, żeby dusza tego nieszczęśnika, pozbawiona bożego wsparcia, pogrążyła się w mroku, choćby niektórzy uważali jego samobójczą śmierć za oburzającą. Roger Wood przedstawiał swoje racje spokojnym, pogodnym głosem. Należał do tych rzadko spotykanych pastorów, którzy potrafią przekonująco bronić swych poglądów. Higgins przejrzał notatki. - Jedna z pańskich owieczek mnie intryguje - wyznał. - Chodzi mi o Geffreya Złego. Nie potrafię go rozgryźć i zastanawiam się, czy nie odegrał jakiejś roli w śmierci Jasona Laxtera. Roger Wood z trudem powstrzymał wybuch śmiechu. - On, święty Boże, nie sądzę! Jego nazwisko ciąży na nim jak przekleństwo! Nie jest gorszy od innych, a jego rodzina musi znosić to nazwisko od wieków! Przyznaję, że taka spuścizna jest ciężka do udźwignięcia. To z pewnością tłumaczy jego uparty i zawzięty charakter. - Czy przypadkiem nie dochodziło do sprzeczek między nim a Laxterem? - Nic o tym nie wiem... Geffrey Zły jest doskonałym pracownikiem. - Czy nie uważał, że Jason Laxter zagarnął jego majątek? - Eyillodge nie należy do Geffreya, inspektorze! Można wprawdzie powiedzieć, że tylko on potrafi skutecznie radzić sobie z tym przeklętym błotem, ale nic poza tym. Zna każdą piędź tej ziemi i czuje się tam doskonale. Biedaczysko jest prostym, nieskomplikowanym człowiekiem. Higgins zatrzymał się przed pulpitem i zaczął wertować Biblię. - Jeśli to nie jest zbyt wielki kłopot, inspektorze, kiedy mógłby mi pan zwrócić moją Biblię? - spytał pastor. - Nie wiem. Jest w rękach ekspertów z Yardu. - Mam nadzieję, że jej nie zniszczą - zaniepokoił się duchowny. - Jestem o tym przekonany. Na pewno oddadzą ją panu w doskonałym stanie. Agata Herald zdawała się darzyć szacunkiem zmarłego, natomiast o panu, pastorze, wypowiada się raczej krytycznie. Ramiona Rogera Wooda wzniosły się ku górze, po czym bezradnie opadły. - Niestety! Po trzykroć niestety! Ta niezrównana kobieta nie godzi się na obecność religii w swoim życiu ! Jest wzorową pielęgniarką, doskonałą w swoim fachu. Nie popieram natomiast jej metod nauczania. Chce wychowywać dzieci bez Boga, a to tak samo jakby wychowywała je z diabłem. Nawet Jason Laxter nie pochwalał jej postępowania. - Ach tak - zdziwił się Higgins, nie przestając wertować Biblii. - Chciał zreformować szkolnictwo. Istnieje obawa, że szkołę w Druxham trzeba będzie zamknąć z braku uczniów. Panna Herald jest w stałym konflikcie z wieśniakami, którzy wolą trzymać dzieciaki w domu zamiast ogłupiać je laickim nauczaniem. Planowaliśmy wspólne spotkanie, pan Laxter, panna Herald i ja, żeby podzielić się naszymi uwagami. Miałem zamiar zaproponować wprowadzenie nauczania religii, a pan Laxter przedmiotów technicznych. Ale przewidywałem, że dyskusja będzie trudna. Nasza nauczycielka jest raczej uparta. Sam przeciwko niej nie mam szans. Liczyłem na poparcie Jasona Laxtera. Straciłem poważnego sprzymierzeńca. - Czy Laxter był w konflikcie z Thomasem Linghamem? - Jason Laxter nigdy nie prowokował konfliktów, inspektorze. Przeciwnie, starał się łagodzić spory